Pokopane Zdjęcie: Magiczna, ale i elektryczna, atmosfera derbów Mediolanu zaklęta w jednej fotografii.

 
Inter Mediolan - AC Milan, 12 kwietnia 2005 roku, ćwierćfinał Ligi Mistrzów, mecz rewanżowy. 

 
Piłkarze Rossonerich przystępowali do rewanżu w roli faworyta po tym, jak w pierwszym spotkaniu zwyciężyli 2-0. Mecz od samego początku obfitował w kontrowersje. W drugiej minucie niemiecki arbiter Markus Merk nie zauważył brzydkiego zachowania Andrija Szewczenki, który (o ironio) uderzył głową Marco Materazziego. Zdarzenie to podgrzało atmosferę na stadionie, która i tak do spokojnych nie należała. Niecałe dwa kwadranse później Ukrainiec ponownie podpadł kibicom Interu, tym razem zdobywając bramkę na 0-1 dla podopiecznych Carlo Ancelottiego. Strzał zza pola karnego po długim rogu, Toldo bez szans.

Wynik nie ulegał zmianie, AC Milan zbliżał się do końcowego tryumfu i półfinału Ligi Mistrzów. Nadeszła 70 minuta spotkania, rzut rożny dla Interu. Esteban Cambiasso strzałem głową z najbliższej odległości wyrównuje. Jednak sędzia Markus Merk bramki nie uznaje. Decyzja arbitra wyprowadziła kibiców Interu z równowagi. Na murawę spadły pierwsze race. Jedna z nich trafiła w bramkarza Milanu, Didę, który musiał opuścić boisko. Służby porządkowe nie nadążały z usuwaniem wrzucanych rac. Piłkarze obu drużyn zatrzymali się i spokojnie obserwowali te przykre sceny. Właśnie wtedy uwieczniono stojące obok siebie legendy dwóch mediolańskich klubów. Marco Materazzi i Rui Costa wpatrzeni w czerwony dym stali się symbolem nie tylko tamtego meczu, ale i ikoną derbów Mediolanu.

Spotkanie nie zostało wznowione. Niemiecki arbiter w 73 minucie odesłał zawodników do szatni. AC Milan wygrał walkowerem i awansował do półfinału, w którym zmierzył się z PSV. Holendrzy polegli w dwumeczu i Rossoneri zagwarantowali sobie prawo do gry w finale. W finale, którzy przeszedł do historii futbolu...

0 komentarze: