Xabi Alonso - dżentelmen, który nie boi się pobrudzić


Piłkarz, który w swojej grze od lat łączy etos wojownika i dżentelmena. Mistrz podań. Nieustępliwy walczak. Oaza spokoju. Człowiek, który wygrał wszystko, co było do wygrania, a zarazem skromny facet, który najlepiej czuje się przy swojej rodzinie. Dla bliskich jest w stanie zrobić wszystko. Gdy jego oczekująca narodzin dziecka żona znalazła się w szpitalu, Liverpool przygotowywał się do meczu z Interem w ramach Ligi Mistrzów. Xabi Alonso postawił sprawę jasno – nie zagram, chcę być u boku swojej żony.

Czasem mówi się, że ktoś skazany jest na futbol. Xabi Alonso jest tego najlepszym przykładem. Jego ojciec, Miguel Angelo Alonso, trzykrotnie zostawał mistrzem kraju – dwa razy w barwach Realu Sociedad, raz w koszulce Dumy Katalonii. Na hiszpańskich boiskach wystąpił łącznie w 271 meczach, strzelił 41 goli. W reprezentacji narodowej rozegrał 20 spotkań i zdobył jedną bramkę – 18 października 1981 roku, w Łodzi, w wygranym przez Hiszpanów 3:2 towarzyskim meczu z reprezentacją Polski. Był, a jakże, środkowym pomocnikiem.


Młody Xabi Alonso dorastał i uczył się futbolu wraz z Mikelem Artetą, który był jego sąsiadem, a także najlepszym kumplem z lokalnej drużyny Antiguoko. Chłopcy marzyli o tym, by wspólnie stanowić o sile Realu Sociedad. Tymczasem, ich drogi się rozeszły. Alonso ostatecznie trafił do wspomnianego Realu Sociedad, natomiast Arteta wylądował w Barcelonie. Los jednak chciał, by obaj panowie ponownie na siebie trafili. Gdy Alonso był już zawodnikiem Liverpoolu, Mikel otrzymał ofertę z Evertonu. Przyjął ją, a do transferu zachęcał go sam Xabi. W ten sposób dwaj przyjaciele znów zamieszkali w jednym mieście, co więcej, po raz kolejny stali się sąsiadami, reprezentując przy okazji barwy wrogich klubów...



"Cichy człowiek i uroczy gość. Nie muszę mówić, jakim jest zawodnikiem. Wszyscy doskonale to wiedzą" - Pepe Reina
 
Alonso już w młodym wieku odznaczał się niesamowitą charyzmą. W wieku 19 lat został kapitanem Realu Sociedad. Ówczesny menedżer Biało – Niebieskich, John Toshack, przyznał, że nigdy wcześniej nie widział tak młodego piłkarza, który miałby tak wielki wpływ na resztę drużyny.

W 2004 roku Alonso trafia do Liverpoolu. W tym samym czasie pojawiła się też oferta z Realu Madryt, którą włodarze Realu Sociedad natychmiast odrzucili. W swoim pierwszym sezonie na Anfield Alonso rozgrywa mecz, którego już nigdy nie zapomni – finał Ligi Mistrzów w Stambule. W 60. minucie historycznego spotkania strzela wyrównującą bramkę, kilkadziesiąt minut później wznosi puchar Champions League w górę. 


Alonso nie strzela zwykłych goli. Jego pierwsza bramka w barwach Liverpoolu padła po bezpośrednim uderzeniu z rzutu wolnego. The Reds grali wówczas z Fulham i do przerwy przegrywali 0:2. W drugiej połowie na boisku pojawił się Alonso, a mecz zakończył się zwycięstwem Liverpoolu 4:2. 7 stycznia 2006 roku w meczu trzeciej rundy Pucharu Anglii przeciwko Luton po raz pierwszy strzela gola z własnej połowy. Pewien szczęśliwy Brytyjczyk obstawił wówczas u bukmachera takie wydarzenie i wzbogacił się o 25 tysięcy funtów. Dziewięć miesięcy później Alonso powtarza swój wyczyn. Bramka Newcastle znajdowała się 60 metrów od Hiszpana. Ten podniósł głowę, chwilę się wstrzymał i uderzył, a piłka wylądowała w siatce.

"Jestem pewien, że po zawieszeniu butów na kołku zostanie świetnym menedżerem." - Jose Mourinho

Jego odejście z Liverpoolu w 2009 roku wstrząsnęło szatnią The Reds. Jamie Carragher przyznał, że gdy dowiedział się o transferze Hiszpana, był zdruzgotany. Steven Gerrard, z którym Alonso stworzył duet marzeń, stwierdził po latach, że był wściekły na Beniteza za to, że ten sprzedał takiego zawodnika. Gerrard nie miał wątpliwości - „Był najlepszym pomocnikiem, z którymkolwiek grałem.” Sam Alonso nigdy nie zapomniał o czasie spędzonym na Anfield. W wywiadzie udzielonym w 2011 roku powiedział krótko - „Wciąż jestem kibicem Liverpoolu i pozostanę nim na zawsze.” Hiszpan obiecał także, że swojego syna wychowa na wiernego fana The Reds.

W Realu Madryt Alonso zdobywa sześć trofeów – dwa Puchary Króla, mistrzostwo kraju, Superpuchar Hiszpanii oraz Puchar Ligi Mistrzów i Superpuchar Europy. Finał Champions League z 2014 roku oglądał z trybun. Pauzował za żółtą kartkę, którą zobaczył w półfinale za faul na Schweinsteigerze. Gdy w finałowym spotkaniu przeciwko Atletico, Gareth Bale strzelił gola na 2:1, Alonso nie wytrzymał – zeskoczył z trybuny i szybko pobiegł cieszyć się razem z kolegami. 


"Gdybym kiedykolwiek został menedżerem Liverpoolu, Xabi Alonso zostałby moim asystentem." - Steven Gerrard 

Gdy latem 2014 roku Alonso przenosił się do Bayernu Monachium, pojawiły się głosy wątpiące w zasadność transferu. Pep Guardiola nie miał jednak wątpliwości - „Gdybym kupował go, by gonił za rywalami, powinienem był o nim zapomnieć. W tej roli byłby najgorszym piłkarzem na świecie. Sprowadziliśmy go, by zdominować rywali. I Bayern z Hiszpanem w składzie rywali dominował. Dwa mistrzostwa Niemiec, krajowy puchar i Superpuchar Niemiec – te trofea Alonso już zdobył. Za kilka miesięcy może dołożyć kolejne puchary. Już ostatnie w swojej karierze.

Pięknym zwieńczeniem jego bogatej przygody byłoby trzecie zwycięstwo w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Trzecie w barwach trzech różnych klubów. Do tej pory tej sztuki dokonał jedynie Clarence Seedorf. Kiedyś los doprowadził do ponownego spotkania Alonso i Artety w Liverpoolu, być może w tym roku powiedzie hiszpańskiego pomocnika do kolejnego bliskiego spotkania – tym razem z Pucharem Europy. Zwycięstwa Xabiego w najważniejszych piłkarskich rozgrywkach wiążą się bowiem z osobą Ancelottiego. Hiszpański pomocnik w 2005 roku wznosił trofeum po zwycięstwie nad drużyną prowadzoną przez Włocha. Dziewięć lat później to włoski szkoleniowiec triumfował – z Realem Madryt, w którym grał Alonso. Dziś obaj panowie ponownie pracują razem i przyświeca im jeden cel – 3 czerwca w Cardiff po raz kolejny chcą posmakować piłkarskiego nieba.


Na koniec jeszcze jedna wyliczanka. 114 meczów w reprezentacji narodowej. Mistrz Europy z roku 2008 i 2012. Mistrz świata z roku 2010. Piłkarz roku 2003 w Hiszpanii. Najlepszy pomocnik La Ligi w 2012 roku. Członek XI Roku 2011 i 2012 według FIFA. Piłkarz wybrany do najlepszej „jedenastki” Euro 2012. Członek Drużyny Sezonu 2013-14 UEFA Champions League. Wirtuoz środka pola. Wojownik, a zarazem dżentelmen, który nigdy nie zobaczył bezpośredniej czerwonej kartki. Legenda, która z końcem obecnego sezonu, żegna się z piłką. Z, jak sam przyznał, piękną grą, którą żył i którą kochał.

0 komentarze:

Lilian Thuram - legenda z ulicy

Był panem swoich nerwów. Nigdy się nie wahał – nawet wtedy, gdy bezpardonowo atakował wślizgiem we własnym polu karnym. W piłkę nożną grał nie tylko nogami, głową, ciałem. Grał sercem. Grał całą swoją duszą.

Bezustannej walki nauczyło go życie. Urodzony na Gwadelupie Thuram wychowywał się bez ojca, który szybko porzucił rodzinę. Jego mama, Mariana, z powodu poważnych problemów finansowych, zmuszona była opuścić swoje ukochane dziecko i przenieść się do Francji, gdzie rozpoczęła pracę. Thuram znalazł się wtedy pod opieką krewnych, jednak w wieku 9 lat został ściągnięty przez mamę na Stary Kontynent.

„Świetny gość. Mógłbyś pójść z nim na niejedną bitwę” - Fabien Barthez

Piłkę nożną poznawał na ulicach jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Paryża – Fontainebleau. Wszechobecne narkotyki, rabunki i bijatyki nie ułatwiały mu startu w dorosłe życie. Thuram jednak nie przepadł w kotle przestępstw, koncentrował się wyłącznie na futbolu. Wiedział, że piłka jest szansą na lepsze życie. Nie tylko dla niego samego, ale też dla mamy, która tak wiele poświęciła, by dobrze wychować syna. 

W wieku 19 lat Thuram trafił do Monaco. Pięć lat później przeniósł się do Włoch i wzmocnił prowadzoną wtedy przez Carlo Ancelottiego Parmę. Poznaje tam Gianluigiego Buffona i Fabio Cannavaro, z którymi już niebawem spotka się ponownie, tym razem w Juventusie. Przygoda z Parmą skończyła się w roku 2001. W ciągu pięciu lat spędzonych w klubie dwukrotnie zdobył Puchar Włoch, a także wznosił trofea za krajowy Superpuchar i Puchar UEFA.

„Za każdym razem, gdy przeciwnik wbiegał w strefę należącą do Thurama, widzieliśmy jak bardzo jest wystraszony tym, że Thuram jest tak blisko.” - Emmanuel Petit 

Następnym przystankiem okazał się być wielki Juventus, który płaci za Thurama rekordowe 41 milionów euro. W barwach Juventusu rozegrał 144 mecze. Razem z Zambrottą, Fabio Cannavaro, Jonathanem Zebiną i Buffonem, który równocześnie z Thuramem trafił do Turynu, stworzył jedną z najlepszych linii defensywnych w XXI wieku. W biało – czarnej koszulce Francuz dwukrotnie sięgał po tytuł mistrza kraju, dwa razy wygrał też Superpuchar Włoch. Najważniejszego trofeum w piłce klubowej nie udało mu się jednak zdobyć. W finale rozgrywek Ligi Mistrzów w roku 2003 Juventus uległ po serii rzutów karnych drugiej wielkiej, włoskiej drużynie – Milanowi.


W 2006 roku włoską piłką wstrząsa słynna afera Calciopoli. Juventusowi zostały wówczas odebrane dwa tytuły mistrzowskie zdobyte w latach 2005 i 2006, a klub z hukiem został wyrzucony z najwyższej klasy rozgrywkowej. Wielu graczy Starej Damy postanowiło opuścić Turyn. Jednym z uczestników exodusu był Thuram. Francuz z Italii przeniósł się do równie słonecznej Hiszpanii. Latem 2006 roku został zawodnikiem FC Barcelony.

„W swojej grze elegancję łączył z profesjonalizmem.” - Marcel Desailly 

O ile półka gromadząca w domu Thurama nagrody za osiągnięcia w piłce klubowej nie jest pełna, to ta z pamiątkami za sukcesy reprezentacyjne ledwie się trzyma. Francuski obrońca jest mistrzem Europy z 2000 roku oraz mistrzem świata z 1998 roku. Thuram rozegrał w koszulce z Kogutem na piersi 142 mecze – więcej niż jakikolwiek inny reprezentant Trójkolorowych. Strzelił w nich dwa gole – oba w półfinale Mundialu 1998 przeciwko Chorwacji. Francja zwyciężyła wówczas 2:1. 

Trudne dzieciństwo, dorastanie na ulicy i wszechobecna patologia mocno wpłynęły na dorosłe życie oraz postępowanie Thurama. Przed mistrzostwami globu w 1998 roku francuski polityk, Jean-Marie Le Pen, stwierdził, że reprezentacja jego kraju nie powinna składać się z tak wielu ciemnoskórych graczy. Thuram stanął wtedy w obronie kolegów o odmiennej karnacji. Później odpowiedział po raz drugi – strzelając dwa gole Chorwatom. W 2005 roku we Francji wybuchły zamieszki z udziałem ludzi pochodzenia imigracyjnego. Pełniący wówczas urząd ministra spraw wewnętrznych, Nicolas Sarkozy nazwał awanturujących się „szumowinami”. Thuram odpowiedział krótko - „Jeśli oni są szumowinami, ja jestem jedną z nich.”

Dziś były francuski defensor chętnie uczestniczy w marszach propagujących równouprawnienie osób o odmiennej orientacji seksualnej. Thuram jest też zwolennikiem adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Równie aktywnie Lilian walczy z rasizmem. W tym celu powołał fundację sygnowaną własnym nazwiskiem, która pomaga osobom, głównie dzieciom, wykluczonym z powodu swojego pochodzenia.

0 komentarze:

Potknięcia giganta. Największe wpadki Barcelony w latach 2007 - 2017


Śmiało można stwierdzić, że w sezonie 2008/09 r., wraz z przejęciem stanowiska trenera przez Pepa Guardiolę, rozpoczął się najlepszy czas w historii FC Barcelony. Duma Katalonii zdobyła w tym czasie m.in. 3 Puchary Europy i 6 mistrzostw Hiszpanii. Wyznaczała trendy taktyczne i stanowiła punkt odniesienia dla innych. Po drodze jednak Barcelonie zdarzyły się spektakularne porażki. Kilka z nich stanowiło pretekst do wieszczenia końca epoki. Epoki jednak mają to do siebie, wbrew temu, co mówi się w szkole, że nie mają jednego wyraźnego końca. Przyjrzyjmy się zatem rysom na niemal perfekcyjnym obrazie dominacji Blaugrany w ostatnich latach.



FC Barcelona - Liverpool FC 1:2; 1:0 (21.02.2007; 06.03.2007) - Liga Mistrzów

fot.thisisanfield.com
Sezony 2006/07 i 2007/08 można nazwać trudnym okresem przejściowym między sukcesami Franka Rajikarda a mającą nadejść erą dominacji pod wodzą Pepa. Drużyna holenderskiego trenera, która wówczas broniła Pucharu Europy odpadła już w 1/8 finału z Liverpoolem, późniejszym finalistą. Barcelona przegrała mecz na własnym stadionie 1:2 i nawet wygrana 1:0 na Anfield nie była już w stanie odwrócić losów tej rywalizacji. Meczu na Camp Nou prawdopodobnie nie wspomina zbyt dobrze Victor Valdes, który kilkukrotnie mylił się w kuriozalny sposób.
 


Wisła Kraków - FC Barcelona 1:0 (26.08.2008) - Liga Mistrzów
 
fot. wislakrakow.pl
Polski akcent w zestawieniu. Sam początek pracy Josepa Guardioli jako trenera pierwszej drużyny. Jako, że drużyna Rijkarda zajęła w lidze 3. miejsce, w kolejnym sezonie Barcelona musiała przejść przez kwalifikacje do Ligi Mistrzów. Tam spotkali się z Wisłą Kraków. Na Camp Nou było 4:0. Ale w Krakowie górą była Biała Gwiazda, która wygrała 1:0 po golu Clebera.



FC Barcelona - Rubin Kazań 1:2 (20.10.2009) - Liga Mistrzów

fot.uefa.com
Na początek porażka, która nie miała wpływu absolutnie na nic. Sezon 2009/10 – Barcelona była obrońcą trofeum Ligi Mistrzów i posiadała reputację drużyny niemal nie do pokonania. Ale z jakichś powodów drużyna Pepa Guardioli miała duże problemy z drużynami zza naszej wschodniej granicy. Drugi mecz z piłkarzami Rubina zremisowali, a rok wcześniej ulegli na Camp Nou Szachtarowi 2:3. Rok później problemy minęły i Barca pokonała Szachtar w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.


Inter Mediolan - FC Barcelona 3:1; 0:1 (20.04.2010; 28.04.2010) - Liga Mistrzów

fot.realsport.com
Ten dwumecz naznaczył wielką rywalizację między Pepem Guardiolą i Jose Mourinho. W pierwszym meczu Inter po świetnym meczu wygrał 3:1. Atmosfera w rewanżu była gorąca. Gracze Barcelony zapowiadali, że dadzą z siebie wszystko i awansują do finału. Jeszcze w pierwszej połowie arbiter wyrzucił z boiska Thiago Mottę za rzekome uderzenie Buquetsa. Dalszy ciąg spotkania to oblężenie bramki Julio Cesara i prawdopodobnie najlepiej zaparkowany autobus w historii. W obronie pracowali wówczas także Eto’o i Pandev. Pod koniec meczu gola dla gospodarzy strzelił Pique, a chwilę później sędzia nie uznał bramki Bojana Krkicia, która dałaby awans Barcelonie. Po końcowym gwizdku na murawę wybiegł The Special One, a w ruch poszły słynne zraszacze.



Real Madryt - FC Barcelona 1:0 (20.04.2011) - Copa Del Rey

fot.zimbio.com
Real podniósł się po koszmarze jakim była porażka 0:5. Zaprezentował piłkę nastawioną na błyskawiczne kontry, z którymi Duma Katalonii miała olbrzymie problemy. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, w której piękną bramkę po podaniu Di Marii strzelił Cristiano Ronaldo. Ta porażka sprawiła, że Barcelona pod wodzą Pepa nie sięgnęła po drugi tryplet. Pokazała również, że ogrywany przez ostatnie lata rywal z Madrytu podnosi rękawicę.



Chelsea FC - FC Barcelona 1:0; 2:2 (18.04.2012; 23.04.2012) - Liga Mistrzów

fot.dailymail.com
Słynny, choć już nieużywany, autobus Chelsea. Na Stamford Bridge było 1:0 po golu Drogby. Przez 90 minut Barca waliła głową w mur. Na Camp Nou potrzebowali remontady. Korzystny wynik mieli już w garści. Na 1:0 strzelił Busquets. Potem czerwona kartka dla gości. Chwilę później Iniesta strzela na 2:0. The Blues byli w opałach, a napór gospodarzy trwał dalej. I w tym naporze Barca zapomniała o obronie, co wykorzystał Ramires. Było 2:1 i Chelsea znów miała korzystny rezultat. W drugiej połowie karnego zmarnował Leo Messi, lecz Barcelona dalej atakowała. W ostatnich minutach to Chelsea wyprowadziłą zabójczy cios - piłkę na wolne pole dostał Fernando Torres. Zostawił w tyle jedynego obrońcę, minął Valdesa i strzelił do pustej bramki. Tym samym pogrążył sfrustrowaną Barcelonę.



FC Barcelona - Real Madryt 1:2 (21.04.2012) - La Liga

fot.ronaldo7.net
Sezon 2011/12 był ostatnim z Pepem Guardiolą na ławce trenerskiej Barcelony. Przez większość sezonu Barca oglądała w lidze plecy Realu, który niemal nie gubił punktów. Gdy wiosną drużyna Mourinho dwa razy z rzędu podzieliła się punktami z rywalami, Blaugrana czuła, że Klasyk może być szansą na odwrócenie losów ligi. Tak się jednak nie stało. W pierwszej połowie trafił Khedira. W drugiej części spotkania wyrównał Alexis Sanchez, ale Real błyskawicznie odpowiedział. Ronaldo pewnie wykorzystał rewelacyjne podanie Ozila i uciszył słynnym już gestem trybuny Camp Nou.



Real Madryt - FC Barcelona 2:1 (2.03.2013) - La Liga

fot. madridistamac.blogspot.com


Sezon 2012/13 był dla Barcelony słodko-gorzki. Z jednej strony wygrali La Ligę, z drugiej odpadli z kretesem z Ligi Mistrzów, a we wspomnianej lidze nie byli w stanie pokonać Realu Madryt. Ba, na sześć meczów w tamtym sezonie udało im się to raz – w Superpucharze Hiszpanii, który i tak powędrował na Santiago Bernabeu. Wiosną 2013 oba zespoły w krótkim czasie spotkały się trzykrotnie. W Pucharze Króla w Madrycie padł remis 1:1, ale na Camp Nou goście wygrali 3:1. Kilka dni później przyszedł ligowy Klasyk. Jose Mourinho nie wystawił w nim najmocniejszego składu – na ławce zostawił między innymi Ronaldo. Mimo to Królewscy pewnie wygrali 2:1, a ten wynik nie oddaje pełni spokoju i kontroli, którą Real miał w starciu z ówczesnym liderem ligi. Ten mecz sam w sobie nieszczególnie pamiętny ukazywał koniec etapu dominacji Barcelony w El Clasico.




FC Barcelona - Bayern Monachium 0:4; 0:3 (23.04.2013; 01.05.2013) - Liga Mistrzów

fot. youtube.com
To nie była zwykła porażka. To była deklasacja i koszmar, który Bayern zgotował Blaugranie. Rywalizacja w tym półfinale zapowiadała się ekscytująco, ale drużyna Tito Vilanovy pozostawała faworytem. Tymczasem ekipa Juppa Heynckesa zagrała być może jedne z najlepszych zawodów w historii nie tylko klubu, ale i całej piłki nożnej. Dwa gole Mullera i trafienia Mario Gomeza i Robbena położyły Barcelonę na łopatki. Bayern był szybki, agresywny i zabójczo skuteczny. Tego wszystkiego zabrakło ich rywalom. W rewanżu Bawarczycy dopełnili dzieła zniszczenia i wygrali 3:0.



FC Barcelona - Atletico Madryt 1:1; 0:1 (01.04.2014; 09.04.2014) - Liga Mistrzów
 
fot. Thesavannahbananas
Po sześciu sezonach, w których Barcelona dochodziła przynajmniej do półfinału Ligi mistrzów, seria została zakończona. Wszystko za sprawą drużyny Diego Simeone. Na Camp Nou Rojiblancos objęli prowadzenie, a wyrównał Neymar. Na Estadio Vicente Calderon madrytyczycy strzelili gola w 5. minucie za sprawą Koke i tej przewagi już nie oddali. Atletico pokazało wtedy, że aspiruje do zostania piłkarską potęgą.


FC Barcelona - Atletico Madryt 1:1 (17.05.2014) - La Liga

fot. goal.com
Jedyny sezon Barcelony w ostatnich kilku latach, który zakończyli bez żadnego znaczącego trofeum. W finale Pucharu Króla przegrali z Realem, z Ligi Mistrzów odprawiło ich Atletico i również ta drużyna pozbawiła ich mistrzostwa kraju. I to w bezpośrednim meczu na Camp Nou. Barcelona musiała wygrać. Tylko tyle, a może aż tyle. Barca prowadziła, piłkarze Atletico doprowadzili jednak do wyrównania i tym samym klub z Madrytu został pierwszym od 2004 r., który przełamał duopol Barcelona - Real.



Real Madryt - FC Barcelona 3:1 (25.10.2014) - La Liga
 
fot.dailymail.com
W tym meczu debiutował Luis Suarez. Barcelona zaczęła świetnie. Szybko objęła prowadzenie po golu Neymara. Jednak dalsze wydarzenia na boisku nie były już korzystne dla ekipy z Camp Nou. Pomoc Realu złożona z Modricia, Kroosa, Isco i Jamesa zdominowała środek pola i była wyraźnie lepsza od swoich odpowiedników z Barcelony. Luka Modrić rozegrał partidazo notując stuprocentową skuteczność podań. Mecz o tyle istotny, że być może po raz pierwszy w ostatnich latach to nie Barcelona prowadziła w nim grę. Nie tylko nie uzyskała dobrego wyniku, ale nie miała też wyższego posiadania piłki.



FC Barcelona - Atletico Madryt 2:1; 0:2 (05.04.2016; 13.04.2016) - Liga Mistrzów

fot. Reuters

Tradycji po raz kolejny, i na razie ostatni, stało się zadość i Puchar Europy nie został obroniony. Porażkę Barcelony w zeszłorocznym ćwierćfinale Champions League można było uznać za niespodziankę, ale na pewno nie za sensację. Zwłaszcza, że rywalem było Atletico, które już wiele razy wcześniej pokazywało, że wie, jak wygrać z Barceloną. Na Camp Nou goście z pasją zaatakowali, ale po nerwowym i kontrowersyjnym meczu ulegli 2:1. W rewanżu na Calderon znowuż nie obyło się bez kontrowersji, ale tym razem Rojiblancos wygrali 2:0.

Aleksander Potocki  
zdjęcie z nagłówka: The New York Times 

4 komentarze: