Pierluigi Collina - człowiek, który stworzył sędziowanie

 
"Musisz być akceptowany na boisku nie dlatego, że jesteś sędzią, ale dlatego, że ludzie po prostu ci ufają." - Pierluigi Collina

Mówi się, że dobry sędzia to ten, którego nie widać na boisku. Jednak Pierluigi Collina od razu rzucał się w oczy. Wysoki, szczupły mężczyzna z charakterystyczną łysiną i paraliżującym nawet największe piłkarskie ego wzrokiem. Włocha nie dało się nie zauważyć, a mimo tego był jednym z najlepszych w swoim fachu.

Collina stworzył wokół siebie barierę, której żaden piłkarz nie odważył się przekroczyć. Oczywiście, zdarzały się nerwowe sytuacje, jednak kiedy któryś z zawodników pozwalał sobie na zbyt wiele, Collina porażał go wzrokiem. To wystarczyło, by utemperować niewłaściwe zachowania.

Włoch sam podkreślał jak ważne było wypracowanie sobie odpowiedniej pozycji na boisku. "Wiarygodność jest bardzo, bardzo ważna i tylko głupi człowiek może sądzić, że jest perfekcyjny i nigdy nie popełnia błędów. To niezwykle ważne, by pamiętać i wiedzieć, że czasem zdarza się popełnić błąd. Jestem przeszczęśliwy, że wypracowałem sobie kredyt zaufania i akceptację u zawodników." Innym razem Collina podkreślał, że dobre relacje z zawodnikami tworzą dobre widowisko, bo każdy może skupić się na własnej robocie. 
 
 
Dla Włocha równie ważne było odpowiednie przygotowanie do meczu. Graham Poll był arbitrem technicznym podczas meczu Japonia - Turcja rozgrywanego w czasie mundialu w 2002 roku. Głównym sędzią był wtedy Collina. Poll wspomina, że był w szoku, kiedy Włoch w szatni przed meczem podszedł do tablicy i zaczął na niej rysować schematy i taktyczne ustawienie obu drużyn. "Powiedział nam jak będą grać, kto ma ognisty charakter, gdzie spodziewać się zapalnych punktów na boisku. Był niesamowity. Wszystko świetnie rozpracował i jak się okazało wcale się nie pomylił." W swojej autobiografii Collina napisał, że przygotowując się do meczu, siadał na kanapie, włączał telewizję i wszystko sobie rozrysowywał. Do tego stopnia, że analizował nawet stałe fragmenty gry obu ekip.

Włoch rozstrzygał w wielu ważnych spotkaniach. Do swojego CV Collina mógł wpisać sędziowanie finałów najważniejszych piłkarskich imprez: Ligi Mistrzów, mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich. Włocha zapytano kiedyś, który z "gwizdanych" przez niego meczów był tym najważniejszym. Collina stwierdził, że pamiętny finał Champions League w Barcelonie w 1999 roku był niesamowity. Legendarny arbiter był pod wrażeniem atmosfery panującej na stadionie. "Kibice Manchesteru United po drugiej bramce zrobili niesamowity hałas, to było jak ryk lwa. Z drugiej strony reakcja zawodników Bayernu była straszna. To ich rozczarowanie kiedy leżeli na boisku. Kontrast pomiędzy szczęściem i smutkiem, ten wzrok Lothara Matthausa, gdy spoglądał na trofeum - to jest nie do zapomnienia." Włoch wskazał również mecz, którego nikt się nie spodziewał. Było to pierwsze spotkanie, które rozstrzygał w wieku 17 lat. "Kiedy jesteś w takim wieku praktycznie o niczym nie decydujesz. Nagle będąc niepełnoletnim, zostałem wplątany w losy facetów starszych ode mnie. To sprawiło, że dojrzałem i zbudowałem swoją osobowość." Co ciekawe, sędziowski talent Colliny miał zostać odkryty przez jednego z jego kolegów. Kiedy przyszły arbiter doznał kontuzji i nie mógł trenować w swoim lokalnym klubie, postanowił "gwizdać" gierki kolegów. Jeden z nich był pod wrażeniem czujnego oka Colliny i namówił go do wyrobienia papierów sędziowskich. 


W 2006 roku piłkarski świat stanął w miejscu, gdy wyszedł na jaw skandal Calciopoli. Związany z Juventusem Luciano Moggi - jeden z głównych bohaterów skandalu - podczas jednej z podsłuchiwanych rozmów stwierdził, że Collina jest "zbyt obiektywny i powinien zostać ukarany". Włoski arbiter za swoją uczciwość ukarany oczywiście nie został, za to potwierdził swój nieskazitelny wizerunek.

Collina stał się prawdziwą gwiazdą. Błyszczącą i często parującą glacę oraz zabójczy wzrok kojarzy każdy fan futbolu. Sędzia stał się twarzą serii gier Pro Evolution Soccer. Na okładce gry towarzyszyli mu Totti i Henry. U boku największych osobowości piłki nożnej pojawiał się też współpracując z Adidasem i firmą Mastercard. To niespotykane, by piłkarski arbiter był równie medialny co panowie, którym gwizdał na boisku. 

Ostatni gwizdek Colliny rozbrzmiał 4 czerwca 2005 roku. Włoch zakończył międzynarodową karierę meczem eliminacji mistrzostw świata Portugalia - Słowacja. Od tamtej pory zajmuje się szkoleniem i przygotowywaniem swoich następców. 
 
Przemek Gołaszewski

2 komentarze:

Anatomia wstydu - diabelsko słaby Pogba


Chciałoby się powiedzieć, że Manchester United zagrał przeciwko Chelsea naprawdę nieźle. Przez trzydzieści sekund. Byłoby to jednak okrutne, bo przez trzydzieści sekund człowiek nie zdążył nawet wygodnie usiąść na kanapie. Jeszcze bardziej okrutne jest to, że  nim piłkarze Mourinho dotknęli piłkę po raz pierwszy, musieli już gonić wynik. Problem w tym, że gdy już zaczęli jej dotykać ich sytuacja wcale się nie poprawiła. Brak pomysłu, problemy z rozegraniem i co chwile powtarzające się błędy w defensywie – Czerwone Diabły były wczoraj diabelsko słabe, a przewodził im ten najdroższy. Wydawało się, że po ostatnim spotkaniu z Fenerbahce Paul Pogba wreszcie odnalazł w sobie cząstkę Pogby znanego z Juventusu. Nic z tego.


Zanim jednak zacznę znęcać się nad postawą Francuza i jego kompanów, warto pochwalić świetnie zorganizowaną drużynę gospodarzy. Podopieczni Antonio Conte wygrali to spotkanie w każdej strefie boiska. Szczelna defensywa, przez którą nie miała prawa przedostać się żadna piłka, zdominowany środek pola i zabójcze skrzydła - recepta na sukces była z pozoru dziecinnie prosta. 
Zatrzymajmy się na chwilę przy grze obronnej Londyńczyków. The Blues raz wychodzili do wysokiego pressingu, by kilka minut później cofnąć się do tyłu, oddać piłkę bezradnym zawodnikom przyjezdnych i zaszyć dostęp do własnego pola karnego. 



Na grafice kolorem pomarańczowym zaznaczono udane przechwyty gospodarzy. Jak na dłoni widać, że pressing w okolicach środkowej linii boiska dawał pozytywny efekt, co owocowało licznymi atakami na nieprzygotowaną defensywę United.



W tym przypadku pomarańczowe punkty oznaczają pomyślne wybicia piłki przez zawodników Chelsea. Nagromadzenie kropek na małej przestrzeni zamkniętej między "piątką" a "szesnastką" pokazuje, jak trudnym zadaniem było sforsowanie defensywy gospodarzy. Grafika wskazuje na jeszcze jeden element. Gęsto stojący gracze The Blues nie pozwalali Czerwonym Diabłom na grę kombinacyjną. Goście zmuszeni byli do nieskutecznych dośrodkowań oraz strzałów z dystansu.
  
Co do tych drugich. Podopieczni Conte pozwalali United na szukanie szczęścia próbami zza pola karnego, jednak starali się jak najbardziej minimalizować ryzyko utraty bramki. Jak to robiono? Najłatwiej na świecie - wyskakując do piłkarza, który przygotowywał się do uderzenia. 



Jesse Lingard decyduje się na strzał z dystansu. Anglik nie ma innej możliwości. Jak zachowują się piłkarze Chelsea? Błyskawicznie podskakują do zawodnika w czerwonej koszulce i maksymalnie utrudniają skuteczną próbę.

 
 

Druga sytuacja. Tym razem Ander Herrera ma trochę więcej miejsca, ale i odległość jest większa. Nie oznacza to jednak, że nikt Hiszpanem się nie interesuje. W odległości jednego metra stoi przy nim N'Golo Kante. Warto zwrócić też uwagę na to, co napisałem wcześniej. Piłkarze Chelsea stoją bardzo blisko siebie, otwierając jedynie swoje prawe skrzydło. Herrera mógł strzelać lub oddać piłkę Blindowi, który musiałby wrzucać ją w zatłoczone pole karne, albo spowolnić akcję. Nie ma miejsca na zawiązanie akcji kombinacyjnej.


Nadszedł czas, by sprawdzić jak w podobnych akcjach defensywnych spisywały (a raczej nie spisywały) się Czerwone Diabły. Przy okazji płynnie przechodzimy do Paula Pogby. 




Na dwóch pierwszych zdjęciach widzimy sytuacje, które zakończyły się groźnym strzałami na bramkę De Gei. W obu przypadkach zawodnik Chelsea, do którego zmierza piłka ma mnóstwo wolnego miejsca. W obu sytuacjach gracz w niebieskiej koszulce mógłby spokojnie przyjąć piłkę, spojrzeć na bramkę i precyzyjnie uderzyć. Co ważne, zarówno w pierwszej jak i drugiej akcji, odpowiedzialnym za piłkarza The Blues jest nasz główny bohater, najdroższy piłkarz świata - Paul Pogba. Trzecia sytuacja nie zakończyła się strzałem zawodnika stojącego pod polem karnym, jednak warto ją tutaj przedstawić. Pedro i Pogbę dzieli kilka dobrych metrów. Gdyby piłka trafiła pod nogi czekającego za "szesnastką" piłkarza gospodarzy, Francuz na starcie traciłby kilkanaście bezcennych sekund na zablokowanie potencjalnego uderzenia.

Trzecia bramka dla Chelsea padła po fantastycznym podaniu Matica i błyskotliwej akcji indywidualnej Hazarda. Weźmy ją pod lupę.


Powyżej widzicie ten sam moment z dwóch różnych ujęć. Spójrzmy na zaznaczonego kółkiem Andera Herrerę. Hiszpan pilnuje swojego zawodnika, jest wręcz do niego przyklejony, co widzimy na pierwszym screenie. Co w tym czasie robi Pogba? Zamiast stać przy Maticu i uniemożliwić mu zagranie z pierwszej piłki, przygląda się akcji z kilku metrów. To co stało się kilka sekund później wszyscy pamiętamy. Dobre, mocne, natychmiastowe podanie Matica do Hazarda i Czerwone Diabły przegrywają już trzema bramkami. 

Czwarty gol i Pogba w akcji (?) po raz kolejny.


Na pierwszej fotografii widzimy N'Golo Kante, który bez presji przeciwnika mknie na bramkę Manchesteru. Kto powinien zająć się Francuzem? Teoretycznie Chris Smalling mógłby szybciej podejść do przeciwnika. Otwierałoby to jednak furtkę Kante do oddania piłki Coście i natychmiastowego wyjścia na wolne pole tak, by Hiszpan z klepki mógł odegrać do znajdującego się już w sytuacji sam na sam Francuza. Nie ulega jednak wątpliwości, że w omawianej sytuacji po raz kolejny obija się Paul Pogba. Na pierwszym zdjęciu widzimy jak duży dystans dzieli wyglądającego na technicznego wirtuoza Kante oraz Pogbę. Co więcej, najdroższy piłkarz świata nawet nie śpieszy się, by dopaść do kolegi z reprezentacji. Drugie ujęcie i drugi błąd. Zagranie na alibi, Francuz niby stara się zabrać piłkę rywalowi, a jednak stoi od niego metr dalej. No tak się w obronie raczej nie gra. Oczywiście, interweniujący odważniej Pogba mógłby sfaulować Kante w polu karnym i mielibyśmy "jedenastkę". Jednak gdyby nowy-stary zawodnik Czerwonych Diabłów nie odpuścił Kante we wcześniejszej fazie akcji, do takiej sytuacji raczej by nie doszło.

Na koniec dwa bonusowe ujęcia pokazujące lekceważące podejście Pogby do swoich defensywnych obowiązków.



Wszyscy doskonale widzicie ile miejsca przeciwnikom pozostawia Pogba. W pierwszej sytuacji mogło zakończyć się to kolejną bramką dla The Blues. Zamiast szybko podbiec do rywala, Francuz przygląda się całej sytuacji i bez pośpiechu zabiera się do truchtu. Problem w tym, że w momencie, w którym zatrzymałem akcję, Paul powinien być już kilka metrów bliżej zawodnika Chelsea. Sytuacja z drugiego zdjęcia zakończyła się dośrodkowaniem Azpilicuety. Nie mówię, że Pogba powinien zablokować wrzutkę czy zabrać piłkę Hiszpanowi. Jednak przyzwoitość nakazuje, by do rywala podbiec odrobinę szybciej i chociaż wywrzeć na nim presję, która mogłaby przeszkodzić w próbie podania do wchodzącego w pole karne Hazarda.

Chciałbym zakończyć ten tekst jakimś pozytywnym akcentem. Szukałem dobrej akcji Pogby w ofensywie, wszak to piłkarz, który z asyst i goli słynie/słynął. Niestety. Nie dość, że cała ekipa z Manchesteru grała tragicznie w ataku, to sam Pogba nie stworzył praktycznie żadnego zagrożenia. Nie chciałbym też pozostawić wrażenia, że wszystkim nieszczęściom Czerwonych Diabłów winny jest wyłącznie Francuz. Manchester płonie od wielu ognisk, ale to, którego źródłem jest postawa Francuza, wydaje się być jednym z największych.


Przemek Gołaszewski




0 komentarze:

Pokopane Zdjęcie: Dwóch chłopców walczących o koszulkę idola.


Inter Mediolan - Arsenal FC, 25 listopada 2003 roku, faza grupowa Ligi Mistrzów

176 goli w Premier League, 50 trafień w Lidze Mistrzów, 51 bramek w barwach narodowych. Do tego dochodzą jeszcze gole zdobyte w lidze francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej i amerykańskiej. Łącznie w blisko dziewięciuset profesjonalnych występach Thierry Henry pokonał bramkarzy rywali ponad 400 razy. W meczu, po którym zostało wykonane powyższe zdjęcie także to zrobił, dwukrotnie. Monster, bestia, legenda.

Do spotkania z Interem Mediolan piłkarze Arsenalu podchodzili z nożem na gardle. Po czterech kolejkach mieli na swoim koncie jedynie 4 punkty, a perspektywa awansu z grupy przysłonięta była gęstą mgłą. Presja wpłynęła jednak na Kanonierów motywująco i po 25 minutach Anglicy prowadzili 1-0. Po składnej, dynamicznej akcji bramkę zdobył nie kto inny, jak bohater zdjęcia. Płaski strzał w róg bramki i Francesco Toldo nie miał najmniejszych szans. Po kilku minutach Włosi wyrównali. Tego dnia Arsenal był jednak nie do zatrzymania. Na początku drugiej połowy Ljungberg po świetnym podaniu Henry'ego dał Anglikom prowadzenie. Kilka minut później Thierry Henry w swoim stylu pomknął w stronę bramki Toldo. Na skraju pola karnego zatrzymał się, poczekał aż obrońcy rywali go dogonią. W swoim stylu, zwiódł ich balansem ciała i odpalił petardę. Mocny, płaski strzał w długi róg - typowy Henry, 1-3. W ciągu następnych czterech minut Arsenal wyprowadził kolejne dwa ciosy. Inter na kolanach. Henry na piedestale.

W barwach Arsenalu Francuz spędził osiem lat. Co ciekawe Henry sam "zgłosił" się do londyńskiego klubu. Pewnego dnia, kiedy był zawodnikiem Juventusu, leciał do Paryża. W samolocie trafił na swojego byłego menedżera - Arsena Wengera, który postawił na niego w Monaco. Młody napastnik szepnął wtedy do swojego dawnego szefa, że z chęcią ponownie by dla niego zagrał. Jakiś czas później Arsenal sprzedał Nicolasa Anelkę, a Wenger od razu przypomniał sobie o rozmowie z chłopakiem, któremu kiedyś dał szansę. Jako Kanonier Henry dwukrotnie zdobył tytuł mistrza Anglii, trzy razy tryumfował w Pucharze Anglii. W czerwonej koszulce Henry stanął też przed szansą by podnieść najcenniejsze piłkarskie trofeum - puchar Ligi Mistrzów. W finale 2006 roku w dramatycznych okolicznościach Arsenal ostatecznie poległ po wyrównanej walce z Barceloną. Z Barceloną, do której Henry przeniósł się rok później.

Jak sam mówił, nie chciał odchodzić z Arsenalu. "Miałem 29 lat, nie wiedziałem czy koledzy z drużyny zostaną w klubie, nie wiedziałem czy Wenger zostanie w klubie. To nie było łatwe by odejść, płakałem." Przygoda w Barcelonie nie należała do najłatwiejszych. Po pewnym czasie przyznał, Pep Guardiola przywitał go cierpkimi słowami: "Będziesz moim czwartym napastnikiem." Mimo tego podjął wyzwanie, bo kochał walczyć. W barwach Blaugrany wystąpił w 80 meczach, zdobył 35 bramek.

Jego niepodrabialny styl gry stał sie inspiracją dla wielu młodych zawodników. Robert Lewandowski nie ukrywa, że to Francuz był jego piłkarskim idolem. Choć na boisku nie odbijało się to w żaden sposób, Thierry Henry miewał problemy z trzymaniem piłkarskiej diety. W jednym z wywiadów przyznał się, że kocha karaibską kuchnię, a bez kurczaka i groszku nie mógłby żyć. Inną miłością Francuza stało się pomaganie innym. Wielokrotnie wspomagał akcje charytatywne. Działalność dobroczynna spodobała mu się do tego stopnia, że sam stworzył organizację wspierającą ofiary rasizmu oraz dzieci pozbawione podstawowych praw.

Do takiego oto człowieka pewnego listopadowego wieczoru podeszło dwóch dorosłych panów. Dwóch dorosłych panów, którzy w tamtej chwili byli jak młodzi chłopcy bijący się o to, który z nich będzie mógł pierwszy dotknąć swojego idola.

"Kiedy wychodzę na boisko, kiedy mam piłkę przy nodze, wiem, że jestem sobą"
Thierry Henry

0 komentarze:

Pokopane Zdjęcia: Radość przepełniona smutkiem.


AC Milan - Sevilla FC, 31 sierpnia 2007 roku, Superpuchar UEFA 2007

Są takie dni, w których wynik meczu i cała sportowa otoczka schodzą na drugi plan. Ostatni dzień sierpnia 2007 roku był jednym z nich.

Niespełna tydzień wcześniej, 25 sierpnia, świat wszystkich związanych z Sevillą osób stanął w miejscu. W 32 minucie ligowego spotkania z Getafe Antonio Puerta pada na murawę. Atak serca. Szok. Błyskawiczna reakcja zawodników i opieki medycznej wydaje się być skuteczna. Młody Hiszpan powoli podnosi się i o własnych siłach schodzi z boiska. Kibice żegnają swojego ulubieńca brawami, nie zdają sobie jednak sprawy, że rozstają się z nim na zawsze. Kiedy na murawie wszystko wraca do normy, w szatni dochodzi do kolejnej tragedii. Puerta ponownie traci przytomność. Wychowanek Sevilli jest natychmiast przewieziony do szpitala. W ciągu trzech kolejnych dni akcja serca młodego chłopaka ustaje trzykrotnie. Antonio Puerta zakończył swój najważniejszy mecz 28 sierpnia. Miał 23 lata. Jak się okazało później, Hiszpan cierpiał na wrodzoną wadę prawej komory serca, której nie udało się zdiagnozować.

Spotkanie o Superpuchar Europy rozpoczęło się od uczczenia pamięci Antonio Puerty. Piłkarze obu drużyn zagrali również w specjalnych koszulkach, na których widniało nazwisko hiszpańskiego zawodnika. Gracze Sevilli weszli w mecz zdecydowanie lepiej. Od początku widać było, jak bardzo zależy im na końcowym tryumfie i trofeum, które mogliby zadedykować swojemu koledze. W 13 minucie Renato strzałem głową pokonuje Didę. Piłka ociera się jeszcze o jednego z mediolańczyków i ląduje w siatce. Piłkarze Sevilli biegną do sektora swoich fanów, zbliżają się do siebie i unosząc palce do góry, dedykują bramkę temu, którego tego dnia zabrakło. Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Milanu. W 54 minucie Inzaghi z czterech metrów trafia do bramki. Siedem minut później Jankulovski dokładnym wolejem z lewego narożnika pola karnego daje Włochom prowadzenie. Sevilla walczyła, jednak Milan był za mocny. W samej końcówce Kaka ustala wynik. Nie wygląda na człowieka szczęśliwego. Palcem wskazuje tylko na nadrukowane na swojej koszulce nazwisko: PUERTA.

Antonio całe swoje życie spędził w Sevilli. Od 2002 roku grał w rezerwach andaluzyjskiego klubu. Trzy lata przed swoją śmiercią zadebiutował w pierwszej drużynie. W latach 2004 - 2007 wystąpił w 55 meczach, zdobył 5 bramek. W barwach drużyny narodowej zagrał raz - w październiku 2006 roku w przegranym meczu ze Szwecją.


"Na niebie mamy taką gwiazdę, która nazywa się Antonio Puerta. Daje nam siłę, kiedy sprawy przybierają zły obrót." - Daniel Carrico

0 komentarze: