Pokopane Zdjęcie: Dwóch chłopców walczących o koszulkę idola.


Inter Mediolan - Arsenal FC, 25 listopada 2003 roku, faza grupowa Ligi Mistrzów

176 goli w Premier League, 50 trafień w Lidze Mistrzów, 51 bramek w barwach narodowych. Do tego dochodzą jeszcze gole zdobyte w lidze francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej i amerykańskiej. Łącznie w blisko dziewięciuset profesjonalnych występach Thierry Henry pokonał bramkarzy rywali ponad 400 razy. W meczu, po którym zostało wykonane powyższe zdjęcie także to zrobił, dwukrotnie. Monster, bestia, legenda.

Do spotkania z Interem Mediolan piłkarze Arsenalu podchodzili z nożem na gardle. Po czterech kolejkach mieli na swoim koncie jedynie 4 punkty, a perspektywa awansu z grupy przysłonięta była gęstą mgłą. Presja wpłynęła jednak na Kanonierów motywująco i po 25 minutach Anglicy prowadzili 1-0. Po składnej, dynamicznej akcji bramkę zdobył nie kto inny, jak bohater zdjęcia. Płaski strzał w róg bramki i Francesco Toldo nie miał najmniejszych szans. Po kilku minutach Włosi wyrównali. Tego dnia Arsenal był jednak nie do zatrzymania. Na początku drugiej połowy Ljungberg po świetnym podaniu Henry'ego dał Anglikom prowadzenie. Kilka minut później Thierry Henry w swoim stylu pomknął w stronę bramki Toldo. Na skraju pola karnego zatrzymał się, poczekał aż obrońcy rywali go dogonią. W swoim stylu, zwiódł ich balansem ciała i odpalił petardę. Mocny, płaski strzał w długi róg - typowy Henry, 1-3. W ciągu następnych czterech minut Arsenal wyprowadził kolejne dwa ciosy. Inter na kolanach. Henry na piedestale.

W barwach Arsenalu Francuz spędził osiem lat. Co ciekawe Henry sam "zgłosił" się do londyńskiego klubu. Pewnego dnia, kiedy był zawodnikiem Juventusu, leciał do Paryża. W samolocie trafił na swojego byłego menedżera - Arsena Wengera, który postawił na niego w Monaco. Młody napastnik szepnął wtedy do swojego dawnego szefa, że z chęcią ponownie by dla niego zagrał. Jakiś czas później Arsenal sprzedał Nicolasa Anelkę, a Wenger od razu przypomniał sobie o rozmowie z chłopakiem, któremu kiedyś dał szansę. Jako Kanonier Henry dwukrotnie zdobył tytuł mistrza Anglii, trzy razy tryumfował w Pucharze Anglii. W czerwonej koszulce Henry stanął też przed szansą by podnieść najcenniejsze piłkarskie trofeum - puchar Ligi Mistrzów. W finale 2006 roku w dramatycznych okolicznościach Arsenal ostatecznie poległ po wyrównanej walce z Barceloną. Z Barceloną, do której Henry przeniósł się rok później.

Jak sam mówił, nie chciał odchodzić z Arsenalu. "Miałem 29 lat, nie wiedziałem czy koledzy z drużyny zostaną w klubie, nie wiedziałem czy Wenger zostanie w klubie. To nie było łatwe by odejść, płakałem." Przygoda w Barcelonie nie należała do najłatwiejszych. Po pewnym czasie przyznał, Pep Guardiola przywitał go cierpkimi słowami: "Będziesz moim czwartym napastnikiem." Mimo tego podjął wyzwanie, bo kochał walczyć. W barwach Blaugrany wystąpił w 80 meczach, zdobył 35 bramek.

Jego niepodrabialny styl gry stał sie inspiracją dla wielu młodych zawodników. Robert Lewandowski nie ukrywa, że to Francuz był jego piłkarskim idolem. Choć na boisku nie odbijało się to w żaden sposób, Thierry Henry miewał problemy z trzymaniem piłkarskiej diety. W jednym z wywiadów przyznał się, że kocha karaibską kuchnię, a bez kurczaka i groszku nie mógłby żyć. Inną miłością Francuza stało się pomaganie innym. Wielokrotnie wspomagał akcje charytatywne. Działalność dobroczynna spodobała mu się do tego stopnia, że sam stworzył organizację wspierającą ofiary rasizmu oraz dzieci pozbawione podstawowych praw.

Do takiego oto człowieka pewnego listopadowego wieczoru podeszło dwóch dorosłych panów. Dwóch dorosłych panów, którzy w tamtej chwili byli jak młodzi chłopcy bijący się o to, który z nich będzie mógł pierwszy dotknąć swojego idola.

"Kiedy wychodzę na boisko, kiedy mam piłkę przy nodze, wiem, że jestem sobą"
Thierry Henry

0 komentarze: