PokopaneWdzianka - Pablo Aurrecochea


Gdybym zapytał was o nazwisko bramkarza, który na boisku nosił co najmniej dziwne stroje, większość z was zapewne przypomniałaby sobie o Jorge Camposie z Meksyku. I słusznie. Ale kilka tysięcy kilometrów dalej przyszedł na świat jeszcze większy wariat.

Przed wami Pablo Aurrecochea. Pablo jest Urugwajczykiem i nigdy nie był wybitnym bramkarzem. W poszukiwaniu swojego miejsca wędrował między Urugwajem a Argentyną. Reprezentował barwy wielu klubów, ale tylko w dwóch z nich stanął między słupkami na dłużej - w FC Tacuary i w Guarani. Z tym drugim udało mu się nawet wygrać mistrzostwo Urugwaju. Dziś Aurrecochea w poważną piłkę już nie gra, natomiast bawi się w futbol na poziomie czwartej ligi argentyńskiej.

Swoimi osiągnięciami Pablo świata na kolana nie rzucił. Jednak koszulki, w jakich pojawiał się na boisku, to zupełnie inna historia.

Nadruki na trykotach zmieniał co mecz, ponieważ... poprawiało mu to humor. Przynajmniej tak twierdził w rozmowie cytowanej kilka lat temu przez Daily Mail. Projekty, nawiązujące głównie do popularnych komiksów i kreskówek, przygotowywała mu żona. Raz Aurrecochea zagrał z wizerunkiem, napiętego jak Balotelli w meczu z Niemcami, Niesamowitego Hulka, innym razem jego biały strój ozdabiały czarne kropki i susząca zęby Myszka Miki. Był też Batmanem, Spidermanem, Supermanem i, co budziło chyba największy strach, Spongebobem. Na powyższym zdjęciu trykot bramkarza zdobi klaun Krusty z Simpsonów. Kreskówkowy bohater dzięki błaznowaniu zbudował imperium. Aurrecochea sukcesu Krusty'ego nie powtórzył, ale na pewno wprowadzał na boisko dodatkową radość. A przecież o to w tym wszystkim chodzi...

1 komentarze:

PokopaneWdzianka - Eintracht Brunszwik


Jest rok 1972. Pan Günter Mast - ówczesny dyrektor generalny spółki produkującej zapewne znany wam dobrze niemiecki likier Jägermeister - bawił się na jednym z firmowych bankietów. W pewnym momencie zauważył, że część jego znajomych biznesmenów gdzieś się ulotniła. Według anegdoty znalazł ich później w pomieszczeniu kuchennym, gdzie na małym ekranie telewizora oglądali transmisję meczu piłkarskiego.

Mast nie miał sportowej duszy. Jak sam mówił, "wiedział co to gol, natomiast nie potrafił wyjaśnić spalonego". Zamiast tego miał łeb na karku. Pomyślał, że skoro tak ważni panowie wymknęli się z imprezy, żeby popatrzeć na bieganie za piłką, to sport ten rzeczywiście musi mieć ogromną moc oddziaływania. Mast postanowił, że będzie sponsorował klub piłkarski, a że pochodził z miasta Brunszwik, to padło na tamtejszy Eintracht.

Przekonanie niemieckich władz piłkarskich do tego, by jedna z drużyn nosiła koszulki z logiem zewnętrznej firmy, zwłaszcza alkoholowej, nie było łatwe. Jednak nie takie przeszkody można pokonać. Eintracht najzwyczajniej w świecie zastąpił swój herb na trykocie innym, wzorowanym na logo Jägermeistera. Był rok 1973, a Eintracht Brunszwik stał się pierwszą drużyną w historii Bundesligi, która na swoich strojach reklamował sponsora. Likier dotarł do nowego, jakże podatnego środowiska, a klub zarobił 100 tysięcy marek.

Sam Günter Mast pełnił funkcję prezydenta Eintrachtu w latach 1983 - 86. Ale piłki nie pokochał. Podobno pojawił się tylko na dwóch spotkaniach swojej drużyny.

Na zdjęciu Paul Breitner w koszulce klubowej (najprawdopodobniej) z roku 1977.

0 komentarze:

Pokopane Wdzianka - Atletico Madryt 2003/04


Przełom XX i XXI wieku to szalony okres w historii madryckiego klubu.

W 2000 roku piłkarze ze stolicy Hiszpanii spadli do drugiej ligi, a jednocześnie wystąpili w finale Pucharu Króla. W 2002 roku wraz z trenerem Luisem Aragonesem, który wówczas po raz SIÓDMY prowadził Atletico, powrócili do najwyższej klasy rozgrywkowej. W maju 2003 roku, po 16 latach pełnienia funkcji prezydenta klubu, pan Jesus Gil zrezygnował ze swojego stanowiska. W jego przypadku Jesus to dość ironiczne imię, bowiem Gil podczas swojego długiego życia siedział w więzieniu, kumplował się z generałem Franco, wyzywał dziennikarzy i podobno kąpał się w szampanie. Jednak wątek religijny też pojawia się w jego życiorysie, bowiem w jednym z wywiadów stwierdził: tak, jestem na tyle popularny, że mógłbym być Bogiem.

Po odejściu Gila można się było spodziewać, że życie klubu odrobinę zwolni. Tymczasem, w sezonie 2003/2004 piłkarze Atletico biegali po boiskach rywali w granatowych koszulkach z wielką pajęczyną i logiem Spidermana na środku.

Te dość oryginalne koszulki, to wynik umowy sponsorskiej z amerykańską wytwórnią filmową Columbia Pictures. Porozumienie pozwalało na dość płynne zmiany oprawy graficznej stroju, dlatego też piłkarze Atletico mieli przyjemność reklamować światu przygody Hellboy'a czy apokalipsę zombie z Resident Evil. W derbach Madrytu wystąpili z budzącym strach logiem jednostki specjalnej S.W.A.T., by kilka meczów później głosić światu nadejście Piotrusia Pana. Nikt nie musiał specjalnie sprawdzać, co ciekawego wchodzi do kin. Wystarczyło odpalić mecz.

Widowiskowość koszulek nie przekładała się jednak na osiągane wyniki. Rozgrywki ligowe 2003/04 piłkarze Atletico ukończyli w środku tabeli.

0 komentarze:

Shunsuke Nakamura - cesarz stojącej piłki


Shunsuke Nakamura, Celtic Glasgow, japoński piłkarz, rzuty wolne

Na murawę Celtic Park, pełną wybieganych walczaków, wprowadził pierwiastek magiczny. Był panem rzutów wolnych. W rozgrywkach Ligi Mistrzów ośmieszył Van Der Sara, w Pucharze Konfederacji nie dał szans Barthezowi. Bezpośrednimi uderzeniami ze stałych fragmentów gry pokonywał bramkarzy w Szkocji, w Japonii i we Włoszech. Strzelał gole nie z tej ziemi, dlatego nie dziwi fakt, że Asteroida 29986 została nazwana jego nazwiskiem.

Nakamura nie zwlekał z rozwijaniem swojego talentu. W wieku pięciu lat rozpoczął zajęcia w szkole piłkarskiej Misono. Prezentował się na tyle dobrze, że został wybrany do reprezentacji swojego miasta - Jokohamy - i wraz z nią poleciał na turniej piłkarski do Związku Radzieckiego. Był jednym z najmłodszych uczestników zawodów.

Po skończeniu dwunastego roku życia przeniósł się do szkółki Jokohamy F. Marinos – klubu piłkarskiego, który na początku swojego istnienia był drużyną zakładową Nissana. Piłkarz pokochał swoje nowe miejsce na ziemi, lecz miłość ta została odrzucona. Co prawda Nakamura odznaczał się ponadprzeciętną techniką, lecz od reszty chłopaków odstawał warunkami fizycznymi. Trenerzy nie do końca wierzyli, że młody zawodnik zdoła przebić się do seniorskiej piłki, dlatego też Nakamura zmienił szkółkę i przeniósł się do Kawasaki. Nie na długo. Tam jego talent eksplodował i nagle Shunsuke stał się obiecującą perełką japońskiego futbolu. Gdy pukał do drzwi dorosłej piłki, miał do wyboru kilka niezłych ofert z pierwszoligowych drużyn.

Lecz jego miejscem była rodzinna Jokohama, wybrał sercem i ponownie trafił do Jokohamy F. Marinos. Spędził tam pięć lat. Wygrał krajowy puchar, został piłkarzem roku w Japonii, najlepszym piłkarzem ligi. To ostatnie wyróżnienie zdobył zresztą ponownie w 2013 roku i jest jedynym zawodnikiem, którego nagrodzono tym mianem dwukrotnie.

Przez reprezentację do Europy


Osobistym dramatem Nakamury był brak powołania na mistrzostwa świata w 2002 roku. Na kilka tygodni przed mundialem, w meczu z Hondurasem, grał fenomenalnie. Japończycy zremisowali 3:3, a Shunsuke strzelił dwa gole. Niestety, złapał też kontuzję, która mocno komplikowała wyjazd na turniej. Trzeba też pamiętać, że Nakamura nie cieszył się pełnym zaufaniem selekcjonera Philippe'a Troussiera. Po porażce 0:5 w towarzyskim meczu z Francją w 2001 roku, francuski trener Japończyków odsunął pomocnika od kadry niemal na rok. Nie jest tajemnicą, że selekcjoner preferujący defensywny styl gry, nie do końca wiedział jak wykorzystać potencjał Nakamury.

Wspomniany wcześniej mecz z Hondurasem miał jeszcze jeden poważny skutek. To po jego obejrzeniu skauci włoskiej Regginy Calcio ostatecznie zdecydowali, że warto sięgnąć po Japończyka. Nakamura przychodził jako gwiazda. Dostał koszulkę z numerem 10, mimo że ten należał do innego zawodnika. Wybór Regginy był jednak dość zaskakujący. O pomocnika walczyły inne, mocniejsze kluby, a poważne zainteresowanie wyrażał także sam Real Madryt, o czym pisała nawet oficjalna strona FIFA. 

Włoska przygoda nie była udana. Reggina tułała się po dnie tabeli, ciągle wymieniano trenerów (Nakamura we Włoszech pracował z pięcioma szkoleniowcami), a sam zawodnik w drugim sezonie złapał kontuzję, która znacznie ograniczyła minuty spędzone na boisku. Mimo tego, Shunsuke wyróżniał się na tle kolegów, ale czuł też, że nie jest w miejscu, o którym marzył i zdecydował się odejść.

Śnił o Hiszpanii, wierzył, że idealnie będzie pasował do tamtejszego technicznego futbolu. Ostatecznie wylądował w trochę innej rzeczywistości - w Szkocji, w Glasgow, ale też w domach polskich kibiców, którzy ze względu na Boruca i Żurawskiego, losy ówczesnego Celticu śledzili nałogowo.

Szkocki samuraj


Ponownie był to transfer zaskakujący. Nakamura przyzna nawet, że wcześniej nie miał pojęcia o istnieniu The Bhoys, lecz rozmowa z trenerem Gordonem Strachanem i prezesem klubu ostatecznie przekonała go do przeprowadzki na Wyspy. "Poczułem że władze klubu rozumieją mój sposób gry i jest to dla niego odpowiednie miejsce" - wspominał po latach.

Strachan był zachwycony sprowadzeniem Japończyka - „ma ogromną wyobraźnię, na boisku widzi luki, których inni nie dostrzegają”. W Szkocji Nakamura spędził cztery sezony, trzy razy wygrał mistrzostwo, dwa razy Puchar Ligi i raz Puchar Szkocji. W 2007 roku był nominowany do Złotej Piłki, został też pierwszym Japończykiem, który strzelił gola w Lidze Mistrzów.

Jego pobyt w Szkocji podsumować można czterema obrazkami.

Pierwsze dwa to cudowne gole w Lidze Mistrzów. Oba strzelone w 2006 roku. Oba strzelone w meczach przeciwko Manchesterowi United. Wreszcie oba strzelone bezpośrednio z rzutów wolnych. Pierwszy z nich komentował w ten sposób - „Starałem się uniemożliwić van der Sarowi przewidzenie momentu, w którym uderzę. Nie próbowałem przewidzieć jego ruchów. Udawałem, że biorę rozbieg, udawałem, że zaczynam strzelać. Wreszcie zrobiłem kilka kroków i uderzyłem.” Edwin van der Sar tylko patrzył, jak piłka wpada do siatki. Po drugim golu głos zabrał sam sir Alex Ferguson - „Ten chłopak ma świetną technikę. Nawet ja myślałem, że wiem, gdzie poleci piłka. Przecież widziałem jego strzały tak wiele razy.” Bramkarz zapewne też spodziewał, się, gdzie kopnie Nakamura. Nic mu to nie dało.

22 kwietnia Celtic wygrał drugie mistrzostwo kraju z rzędu. Doliczony czas gry, wynik 1:1. Rzut wolny dla Celtów. Nakamura ustawił piłkę ok 25 metrów od bramki. Wychylił się zza muru, pokazał coś jeszcze kolegom z drużyny i kopnął piłkę. Wydawało się, że jest to dośrodkowanie, jednak piłka minęła wszystkich zawodników zgromadzonych w polu karnym i wpadła do bramki tuż przy dalszym słupku. Stadion odleciał, a Nakamura utonął w objęciach kibiców.

Japończyka krytykowano, że w derbach z Rangersami nigdy nie błyszczy. Zawsze były to mecze pełne, często brutalnej, walki, w których technik Nakamura miał problem z odnalezieniem swojego miejsca. W kwietniu 2008 roku, po trzech latach spędzonych w Glasgow, Shunsuke wreszcie odpalił w Old Firm Derby. Strzelił gola w swoim stylu. Nie z rzutu wolnego, a z woleja. Z ponad 30 metrów. Ostatecznie The Bhoys wygrali tamten mecz 2:1, a kilka tygodni później zwyciężyli w lidze. Trzeci raz z rzędu.

O sposobie w jakim wykonuje rzuty wolne opowiadał w filmie opublikowanym na stronie internetowej UEFA. Podkreślał, że najważniejsza w tej sztuce jest czysta głowa, ponieważ nie można za bardzo "napalać" się na zdobycie bramki. Mimo że cudów dokonywał lewą stopą, zwracał też uwagę, jak ważne jest przeniesienie ciężaru na prawą nogę. Według Nakamury trening skupiony na rzutach wolnych nie może być za długi, a lepiej trenować krótko, ale systematycznie - "Podczas zajęć wykonuję 20, maksymalnie 30 rzutów wolnych". W poradniku przekazywał wszystkie te informacje, po czym stawiał sobie piłkę przed murem i kopał dokładnie tam, gdzie planował. Mówił po japońsku, mimo czterech lat spędzonych na Wyspach zawsze, miał problem z językiem angielskim.

Nakamura pokochał Szkocję, a Szkocja pokochała jego. Uwielbiał specjał tamtejszej kuchni – haggis - farsz z owczych podrobów duszony w owczym żołądku. Na trybunach Celtic Park hucznie pobrzmiewało „Na na na Nakamura”. Piłkarz podkreślał więzi łączące go z kibicami. Uważał, że ich doping sprawia, że piłkarze na murawie „rosną”. Gdy kilka lat temu pojawił się na środku boiska jako gość honorowy, kibice wiwatowali na jego cześć. Ich wrzawa wzrosła, gdy przyznał, że jego ulubiona bramka to ta zdobyta przeciwko Rangersom. 

„Gdybym był Szkotem, grałbym w Celticu do końca życia”.

Droga do domu


Jednak Nakamura był Japończykiem i tęsknił za ojczyzną. "Muszę myśleć o swojej żonie i rodzinie. Muszę myśleć o moim zaangażowaniu w drużynę narodową. W tej chwili muszę wiele podróżować i jest to dla mnie bardzo wymagające.” Z drugiej strony w jego sercu tliło się jeszcze jedno pragnienie, piłkarz koniecznie chciał spróbować hiszpańskiego futbolu. Swoje marzenie wreszcie spełnił, w 2009 roku, kiedy przeniósł się do Espanyolu prowadzonego przez Mauricio Pochettino. I bardzo się rozczarował.

W jednym z wywiadów z entuzjazmem opowiadał o różnicach między rozgrywkami w Szkocji i Hiszpanii - „W Hiszpanii mogę więcej czasu spędzać przy piłce. Większy nacisk kładziony jest na podania. Nawet murawa czasem wpływa na to jak grają drużyny”. Rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Piłkarz ostatecznie nie zaaklimatyzował się w nowym kraju. Zagrał 13 meczów w Espanyolu i wrócił do Japonii, do swojego miasta i do swojego klubu - Jokohamy F. Marinos.

Grał tam do 2016 roku. Wystąpił w kolejnych blisko dwustu meczach. Został mianowany na kapitana drużyny. Wszystko wskazywało na to, że w barwach Marinos Nakamura zakończy karierę. I taki też miał plan. Jednak w 2014 roku spółka City Football Club, do której dziś należy m.in. Manchester City, przejęła część udziałów w klubie. Atmosfera w drużynie stawała się coraz gorsza. Nakamura nie mógł skupić się na graniu w piłkę, popadł w konflikt z nowymi udziałowcami.

„Moje serce gotowe było, bym zakończył tam karierę. Nie chciałem oddać koszulki z numerem 10, którą kochałem. Lecz z każdym dniem czułem, że dzieją się tam złe rzeczy.”

Nakamura odrzucił propozycję nowego kontraktu i wybrał prawie czterokrotnie mniejsze pieniądze w drużynie Jubilo Iwata, gdzie gra do dziś. 

W Japonii wciąż jest gwiazdą. U szczytu swojej popularności jego twarz widoczna była na bilbordach w całym kraju. Reklamował gry komputerowe, do których sam miał ogromną słabość. Były angielski piłkarz Steve Perryman powiedział o nim, że „jest to gość, który swoją lewą nogą potrafi otworzyć puszkę fasoli.” W japońskich programach telewizyjnych, których Nakamura był częstym gościem, robił rzeczy o wiele trudniejsze. Trafił piłką w otwarte okno przejeżdżającego autobusu. Innym razem strącił cukrową figurkę młodej pary z weselnego tortu. Czarował, zachwycał, budził zainteresowanie, ale pozostał normalnym człowiekiem - "Wyjście na makaron w Japonii jest dla mnie bardzo trudne, ale dopóki nie przeszkadza to zbytnio mojej rodzinie, nie ma w tym nic złego"

W swojej karierze żałuje jednego - nigdy nie zdobył mistrzostwa Japonii z ukochaną Jokohamą F. Marinos.

1 komentarze: