Pokopani właściciele - lew na konferencji, pożar i walka o dobro narodu



Właściciele drużyn piłkarskich to najczęściej poważni panowie w drogich garniturach, dla których sport to kolejny biznes lub droga zabawka. Pośród wielu sztywnych nudziarzy, dla których wizyta na meczu swojego klubu to spore wyzwanie, na szczęście znajdzie się też kilku wariatów. Poza pieniędzmi na rozwój zespołu dają oni coś jeszcze – dawkę naprawdę skrajnych emocji i wiele, wiele niezwykłych anegdot.

Aurelio de Laurentiis pokazuje światu Gokhana Inlera

Arek Milik i Piotrek Zieliński muszą przygotować się nie tylko na walkę o pierwszą jedenastkę, ale też na starcie z charakterem swojego nowego szefa. Aurelio de Laurentiis, właściciel Napoli, to zgrywus jakich mało. Kilka lat temu zwołał konferencję, na której zaprezentować miał Gokhana Inlera. Ot, tradycyjne spotkanie mediów z nowym zawodnikiem. Laurentiis postarał się jednak, by tak zwyczajne ono nie było. Właściciel klubu kazał założyć Inlerowi maskę lwa i takiego oto przebierańca wyprowadził do czekających dziennikarzy. 

Laurentiisowi tak spodobał się ten żart, że jakiś czas później ponownie postanowił pobawić się z dziennikarzami. Tym razem przygotował konferencję, na której miał ogłosić odejście Edinsona Cavaniego. Panowie wyszli do zgromadzonych dziennikarzy, po czym Włoch wypalił, że napastnik nie chce dłużej grać w jego drużynie i postanowił odejść do „zimnego Manchesteru, a samolot już na Urugwajczyka czeka”. W tym momencie Cavani przerwał Laurentiisowi i zarzekał się, że nigdzie się nie rusza. Wszyscy byli zadowoleni: Cavani, bo będzie grał tam gdzie jest szczęśliwy, kibice, bo szczęśliwy Cavani będzie nadal uszczęśliwiał ich i Laurentis, bo kolejny raz zrobił dziennikarzy w konia. Ach to upodobanie Włocha do zwierząt…

Sam Hammam ze słoniem na spacerze

Sam Hammam – libański właściciel Wimbledonu, a później Cardiff City – to następny szaleniec, który czuł dziwny pociąg do zwierząt. Pewnego dnia, Hammam- niczym pracownik cyrku – oprowadzał słonia wokół stadionu. Innym razem przygotował swojemu nowemu zawodnikowi prawdziwy test charakteru. Przed podpisaniem kontraktu ze Spencerem Priorem, Hammam zabrał zawodnika na specjalny poczęstunek. Na stole w jednym z gabinetów gdzie czekał już plik z dokumentami, Libańczyk postawił też niekonwencjonalny przysmak – jądra barana. Hammam kazał je zjeść Priorowi. Ten stawiał na początku opór, ale jak przyznał ekscentryczny biznesmen - „po ugotowaniu jąder i po zaserwowaniu sałatki” zawodnik zdecydował się skosztować posiłku. Trzeba przyznać, że Prior to facet z jajami i to w kilku miejscach naraz…

Ognisty Ken Richardson

„Miłość” do własnego klubu można okazywać na różne sposoby. Dla jednych jest nim cotygodniowa wizyta na stadionie i dopingowanie swoich ludzi z trybun, dla drugich przeznaczanie niewyobrażalnych kwot na transfery. A dla Kena Richardsona, byłego właściciela Doncester Rovers? Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia w roku 1995 Ken postanowił rozgrzać stadion do czerwoności. Dosłownie. Właściciel od pewnego czasu dopraszał się u angielskiej federacji zgody na budowę nowego stadionu. Niestety, związek nie chciał na to przystać. W związku z tym nasz chłopczyk z zapałkami „zatrudnił” trójkę typów spod ciemnej gwiazdy, którzy podpalili główną trybunę stadionu Belle Vue. Tak skończyła się też przygoda Richardsona z piłką, ale i wolnością, ponieważ szalony właściciel trafił do więzienia na 4 lata. Trzeba przyznać, że ten pan darzył swoje „dziecko” naprawdę gorącym uczuciem. 

Luciano Gaucci i jego libijski nabytek

Skoro Richardson dla dobra, oczywiście wg niego samego, klubu puszcza z dymem trybunę, to jak nazwać to co zrobił właściciel Perugii – Luciano Gaucci? Wyobraźcie sobie, że w barwach jego drużyny występował Ahn Jung – Hwan. Koreańczyk z południa przez 2 lata przebywał w Perugii na wypożyczeniu. Wydawało się, że udany Mundial w 2002 roku wpłynie na jego korzyść. Sam Hwan spodziewał się pewnie, że zaraz po powrocie do Włoch zostanie poinformowany o chęci definitywnego transferu. Kiedy Hwan zameldował się z powrotem na Półwyspie Apenińskim, został poinformowany, ale o definitywnym zakończeniu wypożyczenia. Panu Gaucciemu bardzo nie spodobał się fakt, że jego zawodnik, jak sam to ujął, „przyczynił się do zrujnowania włoskiej piłki”. 

Oprócz rozwiązywania kontraktów z dziwnych powodów, właściciel Perugii miał też skłonność do zatrudniania ciekawych przypadków. Jednym z nich był Saadi Kaddafi. Tak, tak - z tych Kaddafich. Syn libijskiego dyktatora był pupilkiem Gaucciego. Jego sprowadzenie to autorski pomysł Luciano i choć właściciel bardzo chciał by jego człowiek zrobił furorę we Włoszech, to niestety życie nie było tak kolorowe. Młody Kaddafi rozegrał aż jedno spotkanie w barwach Perugii (wszedł z ławki rezerwowych) po czym przeniósł się do Udinese, gdzie stał się legendą… i również wystąpił w jednym meczu. Co ciekawe nie był to koniec „napastnika”. Sezon 2006/07 Kadaffi spędził w Sampdorii, gdzie powalił wszystkich swoją grą. Tak bardzo, że nie wystąpił w żadnym meczu.

Wracając do Gaucciego, to nie koniec jego wizjonerskich pomysłów. Luciano był tak wielkim zwolennikiem równouprawnienia, że pewnego razu chciał podpisać kontrakt z reprezentantką Szwecji Hanną Ljungberg. Stety/niestety włoski związek nie zgodził się na tak karkołomny transfer.

Szaleni właściciele dodają piłce wiele kolorytu. Najważniejsze jest tylko to, by człowiek sterujący klubem piłkarskim posiadał rozum i wyczucie. Nie ma nic złego w rozładowaniu atmosfery na konferencji prasowej tak, jak zrobił to Laurentiis. Problem zaczyna się, gdy piecze nad tak wielką organizacją przejmuje osoba nie mająca pojęcia o futbolu. Osoba, która traktuje klub jak zabawkę i nie liczy się ze zdaniem otoczenia. Wtedy cierpią wszyscy. Zawodnicy, bo nie mogą skupić się na kopaniu piłki, trenerzy, bo nie wiedzą na czym stoją, a przede wszystkim kibice, którzy muszą patrzeć na to, jak ich ukochany klub - cząstka ich samych - spada na samo dno.  

Przemek Gołaszewski
 

0 komentarze: