Cafu - z brazylijskich faweli do piłkarskiego raju


cafu brazylia piłka nożna

Według jednej z anegdot, kiedy młody Marcos Evangelista de Morais przychodził na świat w mieście Itaquaquecetuba w czerwcu 1970 roku, personel medyczny szpitala mocno się zirytował. W tym samym czasie reprezentacja Brazylii z przeżywającym drugą młodość Pelém grała na mundialu z Anglią, a jak wiadomo, w Kraju Kawy nie ma nic ważniejszego niż piękna gra. Być może, gdyby pielęgniarki zdawały sobie sprawę, że za chwilę odbiorą poród przyszłego kapitana, dwukrotnego mistrza świata i rekordzisty pod względem występów w reprezentacji, podeszłyby do narodzin z większym entuzjazmem...

Cafu wychowywał się w fawelach Jardim Irene - w miejscu z pozoru słonecznym, które w rzeczywistości skryte było w mroku biedy i przestępczości. Trudne warunki życia i godziny spędzone na boiskach wśród lepianek nauczyły go trzech rzeczy. Pierwszą z nich była nieustępliwość, która w przyszłości pozwoli mu nieustannie ganiać wzdłuż bocznej linii boiska. Druga to technika, której popis da w 2000 roku w meczu derbowym AS Roma - Lazio, kilkukrotnie podbijając piłkę nad bezradnym Nedvedem. Trzecia lekcja, być może najważniejsza, nauczyła go szacunku do tych, których los nie rozpieszcza i zaowocuje utworzeniem fundacji wspierającej dzieci z brazylijskich nizin społecznych.

Piłkarskie początki legendarnego obrońcy nie należały do najłatwiejszych. Na początku lat 80. został odrzucony przez kilka szkółek lokalnych klubów. Wreszcie dano mu szansę w São Paulo, gdzie zadebiutował w 1989 roku. Dwa lata później był mistrzem kraju. Cztery lata później miał na koncie dwa tytuły Copa Libertadores.

W São Paulo trafił na trenera Telê Santanę - byłego selekcjonera reprezentacji Brazylii, który z kadrą wykręcił rozczarowujące wyniki podczas mistrzostw świata w 1982 i 1986 roku. Natomiast na drodze Cafu, Santana odegrał rolę kluczową. Do tej pory brazylijski zawodnik grał na boku pomocy. Jego przydomek pochodzi przecież od byłego skrzydłowego Cafuringi. Santana przesunął piłkarza na prawą stronę obrony. Cafu przyznał, że początkowo występy w formacji defensywnej nie sprawiały mu radości, lecz z czasem przekonał się do tej pozycji. Warto było się pomęczyć - w 1994 roku Cafu został uznany najlepszym piłkarzem Ameryki Południowej.

Po tym sukcesie obrońca postanowił wykonać kolejny krok w swoim życiu i spróbował swoich sił w piłce europejskiej. W 1995 roku trafił do Realu Saragossa, wygrał Puchar Zdobywców Pucharów... i w tym samym roku powrócił do ojczyzny. Reprezentował barwy Juventude i Palmeiras, lecz wciąż w głębi duszy marzył o podboju Starego Kontynentu.

W 1997 roku usłyszał wycie wilka i przeniósł się nad rzekę Tyber - do Romy czeskiego szkoleniowca Zdenka Zemana. Zeman pragnął grać piłkę piękną, dynamiczną, niezwykle ofensywną - idealną dla Cafu. We Włoszech Brazylijczyk cieszył się futbolem, sprawiał radość sobie i kibicom z podziwem przyglądającym się jego kolejnym rajdom po prawej stronie boiska. W 2001 roku AS Roma sięgnęła po swój trzeci, i do tej pory ostatni, tytuł mistrza kraju. Cafu był bohaterem.

Zwieńczeniem kariery klubowej miał być AC Milan. Wielki AC Milan z początku XXI wieku. Cafu przeniósł się do Mediolanu w 2003 roku i od razu wskoczył do kultowej dziś jedenastki z takimi ikonami futbolu jak Dida, Paolo Maldini, Alessandro Nesta, Andrea Prilo, Kaka czy Andrij Szewczenko. Cafu tworzył pozycję bocznego obrońcy na nowo. Zachwycał wydolnością, skuteczną grą w defensywie i szaleńczymi rajdami w ofensywie. Z wielką odwagą dobiegał do końcowej linii boiska pod bramką przeciwnika i wycofywał do wbiegającego w pole karne kolegi z drużyny. Oprócz perfekcyjnych wrzutek, to był jego znak firmowy. Na Półwyspie Apenińskim nazywano go Pendolino, bo woził rywali tam i z powrotem. Nie miał litości, a mimo tego zawsze przechadzał się uśmiechnięty. Sprawiał wrażenie, jakby nigdy się nie męczył. Sir Alex Ferguson powiedział, że Cafu musi mieć dwa serca. Artysta Pirlo nazywał go "trendsetterem" nowoczesnego prawego obrońcy. Z Milanem zdobył mistrzostwo Włoch, Superpuchar kraju, Superpuchar Europy, Ligę Mistrzów i Klubowe Mistrzostwo Świata. Jednym słowem - wszystko.

Kariera reprezentacyjna to kolejna piękna historia. W żółtej koszulce debiutował w 1990 roku. Cztery lata później był już mistrzem świata. Podczas amerykańskiego mundialu z 1994 roku zagrał w trzech meczach. Za każdym razem wchodził z ławki rezerwowych. W tym najważniejszym spotkaniu, w finale, pojawił się na murawie w 21. minucie, bo kontuzję odniósł Jorginho. Nie czuł wielkiej presji. - "Presję czuli faceci wykonujący jedenastki w konkursie rzutów karnych" - stwierdził w rozmowie z FIFA.

W 1998 roku stanął przed szansą obrony tytułu mistrza świata, jednak w finale Francuzi zdeklasowali Brazylijczyków. Eksperci mówili po meczu, że Francja wcale nie była tak mocna, za to Brazylia beznadziejna. Cafu miał inne zdanie: - "Wiele osób uważa, że graliśmy słabo, ale takie stwierdzenie umniejsza sukces rywali."

Przed swoim trzecim mundialem w 2002 roku przeżył mały kryzys. W jednym z meczów otrzymał czerwoną kartkę. Selekcjoner Luxemburgo się wściekł i odebrał mu opaskę kapitańską. Trener nie wytrwał jednak długo na swoim stanowisku i został zmieniony przez Luisa Felipe Scolariego. Ten kapitanem uczynił Emersona, który złapał kontuzję i nie mógł zagrać na mistrzostwach w Korei i Japonii. Cafu wrócił do łask. Na jego ramieniu znów pojawiła się opaska.

Na azjatyckich boiskach Brazylijczycy nie mieli sobie równych. Dotarli do finału, gdzie przeciwnikiem byli Niemcy. Był to trzeci finał dla Cafu. Historyczny, bo żaden inny piłkarz nie grał w trzech decydujących meczach mundialu z rzędu. W Jokohamie Ronaldo dwukrotnie pokonał Oliviera Kahna i dał piąty tytuł Canarinhos. 

Podczas wznoszenia Pucharu Świata Cafu krzyknął, myśląc o swojej żonie: "Kocham cię, Regina". Unosząc Puchar miał na sobie koszulkę meczową, na której napisał flamastrem "100% Jardim Irene". W najważniejszym momencie swojego życia, będąc na piłkarskim szczycie, oddał hołd ukochanej osobie i ukochanemu miejscu. 

"Wszystko co mam, zawdzięczam fawelom Jardim Irene. [..] Chciałem udowodnić wszystkim, że człowiek pochodzący z tak skromnych okolic, człowiek bez perspektyw, może być wielkim sportowcem i dobrą osobą."

Marcosie Evangelista de Morais, udowodniłeś.

1 komentarz:

  1. 34 yr old Database Administrator II Kori Brumhead, hailing from Brandon enjoys watching movies like Downhill and Dance. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta Competizione. skocz do tej strony

    OdpowiedzUsuń