W pogoni za rekordem



Miroslav Klose, Niemcy

Miroslav Klose celebruje swojego drugiego gola strzelonego Arabii Saudyjskiej podczas mistrzostw świata 2002.

Na mundial do Korei i Japonii Klose jechał jako jeden z najbardziej bramkostrzelnych zawodników zakończonego wówczas sezonu Bundesligi (16 goli).

Niemcy rozpoczynali mistrzostwa właśnie od pojedynku z Arabią Saudyjską. Nikt raczej nie spodziewał się, by Saudyjczycy dokonali czegoś sensacyjnego, natomiast porażka 0:8 była pewnym zaskoczeniem. Jednak nie o takiej niespodziance zapewne marzyli przybysze z Półwyspu Arabskiego.

Klose strzelił wówczas trzy gole. Wszystkie po uderzeniu piłki głową. W fazie grupowej dołożył jeszcze dwa trafienia - po jednym z Irlandią i Kamerunem - i zakomunikował, by nie zakładać jeszcze korony króla strzelców na głowę Brazylijczyka Ronaldo.

Tymczasem okazało się, że więcej goli na azjatyckich mistrzostwach już nie strzelił. Do domu wracał podwójnie przegrany - jako wicemistrz świata i wicelider klasyfikacji strzelców. Do Ronaldo zabrakło mu trzech trafień. Brazylijczyk wygrał bitwę. Nieostatnią, jaką będą mieli okazję stoczyć.

Cztery lata później niemieccy piłkarze przystępowali do mundialu z ogromnymi oczekiwaniami. Byli gospodarzami, byli mocni, byli głodni, bo na tytuł mistrza globu czekali od 1990 roku. Klose miał do pomocy Podolskiego, ich współpraca układała się wyśmienicie. Niemcy się cieszyli, a my płakaliśmy, bo każdy wiedział, że ci panowie mogli biegać, w świetnej swoją drogą, białej koszulce z szarym husarzem. Koniec końców nasi sąsiedzi, z pewnością rozczarowani, skończyli turniej z brązowym medalem, a Klose nastrzelał pięć goli. Został królem strzelców, tym razem pokonał Ronaldo.

Na kolejnym mundialu Ronaldo już nie zagrał. Jego "mistrzowski" i zarazem rekordowy licznik zatrzymał się na 15 trafieniach. Na turniej do Republiki Południowej Afryki Klose mógł jechać z myślą o pobiciu tego wyniku. Był blisko - do wyrównania rekordu zabrakło jednego trafienia. Z Afryki wracał z brązowym medalem i czterema trafieniami na koncie.

Nie raz piłka pokazała, że nie tylko sprawia radość, ale pisze też niezwykłe scenariusze. W 2014 roku zrobiła to po raz kolejny. Klose nie jechał na brazylijskie mistrzostwa jako gracz kluczowy. Nie jechał też jako piłkarz spełniony. Brakowało mu tytułu mistrzowskiego, brakowało mu dwóch goli do pobicia Ronaldo.
Rekord Brazylijczyka wyrównał w zremisowanym 2:2 grupowym meczu z Ghaną. Pobił go w półfinale przeciwko Brazylii, strzelając na raty po podaniu Müllera.

Tamtego lata Klose dopełnił swoją opowieść. Odebrał rekord Brazylijczykowi na brazylijskiej ziemi, na oczach tysięcy Brazylijczyków. Wreszcie, odebrał go na oczach samego Ronaldo, który traumatyczną porażkę 1:7 oglądał z trybun Estádio Mineirão w Belo Horizonte. Klika dni po tym, Klose został mistrzem świata.

"Gdy wyrównałem rekord, Ronaldo wysłał wiadomość - Witam Klosego w Klubie 15. Dziś ja mogę wysłać wiadomość - Miroslav Klose jest w Klubie 16 i wszyscy są w nim mile widziani."

0 komentarze: