Ogień Belgradu



Tylko cztery miasta w historii najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych w Europie, miały więcej niż jednego przedstawiciela w finale: Madryt, Mediolan, Londyn i Belgrad. Partizan przegrał w 1966 roku z Realem Madryt 2:1 na słynnym Heysel w Brukseli, a w 1991 Crvena Zvezda pokonała po rzutach karnych Olimpique Marsylia na Stadio San Nicola w Bari.

Ostatnie lata były jednak, zarówno dla lokalnych hegemonów jak i całej serbskiej piłki klubowej, latami chudymi. Crvena po reformie Ligi Mistrzów z 1992 roku, nie była w stanie ani razu wejść do fazy grupowej. Partizan w Champions League zagrał dwukrotnie, ostatnio w sezonie 2010/11, natomiast w zeszłym sezonie w II rundzie eliminacji Ligi Europy potrafił odpaść po rzutach karnych z Zagłębiem Lubin. W rankingu UEFA Serbowie osunęli się już na 26. miejsce.

Nie zmienia to jednak faktu, że rywalizacja pomiędzy dwoma największymi serbskimi klubami jest niezwykła. Oba powstały w 1945 roku, a ich stadiony dzieli zaledwie kilka ulic. Oba docierały do finału Pucharu Europy. Społeczeństwo według badań jest podzielone sympatiami mniej więcej po równo, a i poziom sportowy obu zespołów jest obecnie podobny. Od 1992 roku, kiedy to wydzielono Mistrzostwo Serbii i Czarnogóry (wcześniej Mistrzostwa Jugosławii), kluby podzieliły między sobą wszystkie tytuły oprócz sezonu 1997/98, kiedy to triumfował Obilić Belgrad. Łącznie oba kluby zdobyły po 27 tytułów mistrzowskich. Partizan 11 Mistrzostw Jugosławii, po 8 Serbii i Czarnogóry, i Serbii. Crvena Zvezda natomiast 19 zwycięstw ligi Jugosławii, 5 Serbii i Czarnogóry, i 3 Serbii. Ciężko chyba o bardziej wyrównaną rywalizację w futbolu. Umówmy się jednak, że to nie poziom sportowy decyduje o popularności potyczek Partizana i Crveny.

„Wieczne derby”, jak nazywają je lokalni kibice, zdobyły sławę dzięki ultrasom obu drużyn. Rekord padł na tzw. serbskiej Marakanie – stadionie Crvenej Zvezdy, w 1976 roku mecz miało oglądać ok. 100 tysięcy osób. „Grabarze”, jak nazywa się kibiców zza miedzy, na swój stadion wołają natomiast „Świątynia futbolu”. Dlaczego „Grabarze”? Po wojnie charakterystyczne dla ich zespołu były czarne stroje, a stadion mieści się przy ulicy, której nazwa jest zbliżona do serbskiego słowa „grób”. Niestety, fani często przekraczają wszelkie granice. W 2009 roku rzucona przez jednego z, o ironio, "Grabarzy" raca przyczyniła się do śmierci kibica lokalnego rywala, należącego do grupy „Delije”. „Delije” to oczywiście najbardziej zagorzali fani zdobywcy Pucharu Europy z 1991 roku. Bardzo mocno akcentujący swój nacjonalizm, chociaż jednocześnie deklarując apolityczność. Sama nazwa oznacza mniej więcej tyle co bohaterowie lub wojownicy.

W Serbii zaangażowanymi kibicami są praktycznie wszyscy. Jeśli interesujecie się koszykówką to na pewno znacie Darko Milicicia, który grał w NBA. Tymczasem podczas meczu Crvenej Zvezdy z Arsenalem na Emirates prowadził doping w sektorze gości. 

Ultrasi obu drużyn należą też do wielkich triad kibicowskich. Crvena ma zaprzyjaźnione stosunki z Olympiakosem i Spartakiem Moskwa, a Partizan z PAOK-iem oraz CSKA Moskwa, co przenosi dodatkowo rywalizację na arenę międzynarodową. Obie zgody uważa się za jedne największych na świecie. 

Wygląda jednak na to, że powoli odwraca się karta rywalizacji sportowej. Oba kluby w tym sezonie zakwalifikowały się do fazy grupowej Ligi Europy, a nawet przeszły do 1/16 finału. Czerwono-biali trafili, o ironio, na wielką zgodę swoich rywali – CSKA Moskwa i zremisowali 0:0, a dzisiaj drugi z belgradzkich uczestników tych rozgrywek zagra z Viktorią Pilzno. Korespondencyjny pojedynek znów trwa w najlepsze. W lidze prym wiedzie Czerwona Gwiazda, która ma obecnie dziewięć punktów przewagi nad Partizanem. 

Przez lata masa serbskich talentów grała z powodzeniem w Europie, odchodząc z rodzimych klubów w bardzo młodym wieku. Nie ma wątpliwości, że wpływ na taką sytuację w kraju miał rozpad Jugosławii, wojna w Bośnii i Hercegowinie i interwencja NATO. Czyżby zgodnie z łacińskim przysłowiem "Per aspera ad astra" (Przez trudy do gwiazd) po latach niedoli w końcu nadeszły lata tłuste w serbskiej piłce klubowej?

***

Tekst autorstwa nowego "pokopanego". Kamil Jabłczyński debiutuje w lidze serbskiej, ale pokopie jeszcze na bardzo wielu boiskach i przybliży, mam nadzieję , niejedną historię.

0 komentarze: