Z eleganckiego balu na popijawę do remizy

  
Miało być wielkie piłkarskie święto, bal dla elit, na który przeciętniacy nie mają wstępu. I jak to w życiu bywa - elegancka impreza została zepsuta przez kilku panów, którzy nie dostosowali się poziomem do reszty towarzystwa.

Zaczęło się według spodziewanego scenariusza. Uczestnicy balu z klasą rozpoczęli swoje święto. Było pięknie, dynamicznie, oderwanie wzroku od ekranu telewizora graniczyło z cudem. Piłkarze obu ekip od pierwszego gwizdka chcieli dać pokaz swoich umiejętności. Nie czekali z popisowym tańcem, postanowili zaprezentować go od razu, na wejście.

Zabawa była przednia, nie było miejsca na nudę. Jednak wraz z upływem kolejnych minut, okazało się, że na sali znajdują się też goście, dla których sfery były za wysokie. Przez kilku panów w żółtych kreacjach bal został obdarty z szat i nagle okazało się, że goście uczestniczą w popijawie na parkiecie lokalnej remizy.

Ten dwumecz miał w sobie ogrom przesłanek, które mogły sprawić, że stanie się niezapomniany. Na ławkach trenerskich mistrz mierzył się ze swoim uczniem. Na murawie gwiazdozbiór z Cristiano Ronaldo i Robertem Lewandowskim na czele. Wielu mówiło nawet, że jest to pojedynek mogący wpłynąć na wynik plebiscytu o Złotą Piłkę. Były emocje, były gole, rzuty karne i czerwone kartki. I zgadza się, ten dwumecz nie zostanie zapomniany. Co więcej, dzięki postawie Viktora Kassaiego i jego asystentów może okazać się, że starcie Realu z Bayernem mocno przyłoży się do wielkiej futbolowej reformy - wprowadzenia powtórek wideo dla arbitrów.

Piłkarskie święto, jak sama nazwa wskazuje, powinno posiadać pewien sakralny pierwiastek. Tymczasem, gdy jak na dłoni widać, że jego celebransami nie są istoty na wpół boskie, a słabi, mylący się ludzie, z przeżywania takiego wydarzenia nie można czerpać żadnej duchowej radości. Kibice Bayernu są wścielki, podejrzewam, że fani Realu też czują pewien niesmak. Widzowie bezstronni rozkładają ręce, kręcą głową z niedowierzaniem i klną pod nosem. Na tym poziomie ta piękna gra nie ma prawa wyglądać tak żałośnie. Nikt nie wyraża zgody, by w ten sposób odbierać jej godność.

Dżentelmen z gwizdkiem w ręku uznał bramkę z metrowego spalonego. Z metrowego spalonego w ćwierćfinale Ligi Mistrzów! A przecież można mieć też wątpliwości co do gola na 3:2, ofsajdu przy sytuacji, po której samobója strzelił Ramos i drugiej żółtej kartki dla Arturo Vidala. Casemiro również mógł, a może i powinien, stać się czerwony. Tego meczu nie przegrał Bayern. Porażkę poniósł futbol.
Często powtarzany jest slogan, że piłka to gra błędów. Ten dwumecz doskonale to pokazał. Są jednak pomyłki, dzięki którym futbol smakuje lepiej. Sprawiają ból jednej stronie i choć jest on równie dotlkiwy, łatwiej się nam z nim pogodzić. Niestety jest też druga kategoria błędów grzechy śmiertelne, skazujące na potępienie, bo dotykają całe piłkarskie środowisko.

Nie da się stwierdzić, czy podopieczni Ancelottiego dotrwaliby do dogrywki, a tam wygrali w serii jedenastek. Być może, gdyby nie pomylił się sędzia, błąd popełniłby szalenie poobijany Hummels, co zakończyłoby się golem dla Realu. Albo Boateng w głupi sposób straciłby piłkę, otwierając tym samym drogę do bramki Neuera. Wówczas cierpieliby fani Bayernu. Ból byłby dokuczliwy, ale też w pełni akceptowalny. Po decyzjach sędziego Kassaiego cierpi całe piłkarskie środowisko. Ten rodzaj bólu jest nie do zaakceptowania, nie załagodzi go również czas. Nawet jeśli, to zaraz równie straszliwie pomyli się ktoś inny i wynik kolejnego meczu zostanie wypaczony. Futbol przyjmie kolejny cios, a cierpienie wróci.

Arturo Vidal grał doskonały pierwszy mecz. Rządził i dzielił w środku pola, strzelił gola otwierającego wynik spotkania. Był niemal bezbłędny. Niemal, bo zmarnował karnego. Jedna zła decyzja, chwila zawahania, jeden nieodpowiedni ruch nogą i pojawia się rysa nieusuwalna. Rewanż dopełnia dzieła. Głupia, ale przede wszystkim w tamtej sytuacji niezasłużona, druga żółta kartka i osłabienie drużyny w krytycznym momencie. Vidal cały czas grał na pograniczu faulu, spóźniał się i ryzykował. Mógł być ukarany wcześniej. Człowiek, który napoczął dwumecz, stał się jednym z antybohaterów. Jednak Chilijczyk nie zbierze batów, to nie o nim będzie mówiło się jeszcze długo. O ironio, może być za to wdzięczny arbitrom spotkania. On popełnił błąd, oni dopuścili się zbrodni.

A przecież błędów mogło być jeszcze więcej. Carlo Ancelotti ściągnął w końcówce meczu Roberta Lewandowskiego. W dogrywce Polak w dowolnej chwili mógł rozstrzygnąć to starcie. Przecież nawet kiedy nie oddawał strzałów, tworzył takie zamieszanie, że Ramos wpakował piłkę do własnej bramki. Co działoby się po meczu, gdyby Bayern wytrzymał do rzutów karnych i odpadł? Kozłem ofiarnym stałby się Ancelotti. To przez niego egzekutor jedenastek oglądałby je z ławki. Jedna niefortunna myśl, nietrafiona decyzja i błąd, który mógł zadać ból, ale równocześnie byłby w pełni uzasadniony. I piękny, bo takie potknięcia tworzą tę grę. Pomyłki sędziów natomiast nie do zniesienia. Za bardzo bolą i uderzają w zbyt wiele osób.


Przemek Gołaszewski

1 komentarz:

  1. gdyby nie błędy sędziego Bayern nie miałby nawet dogrywki

    OdpowiedzUsuń