Nakamura nie zwlekał z rozwijaniem swojego talentu. W wieku pięciu lat rozpoczął zajęcia w szkole piłkarskiej Misono. Prezentował się na tyle dobrze, że został wybrany do reprezentacji swojego miasta - Jokohamy - i wraz z nią poleciał na turniej piłkarski do Związku Radzieckiego. Był jednym z najmłodszych uczestników zawodów.
Po skończeniu dwunastego roku życia przeniósł się do szkółki Jokohamy F. Marinos – klubu piłkarskiego, który na początku swojego istnienia był drużyną zakładową Nissana. Piłkarz pokochał swoje nowe miejsce na ziemi, lecz miłość ta została odrzucona. Co prawda Nakamura odznaczał się ponadprzeciętną techniką, lecz od reszty chłopaków odstawał warunkami fizycznymi. Trenerzy nie do końca wierzyli, że młody zawodnik zdoła przebić się do seniorskiej piłki, dlatego też Nakamura zmienił szkółkę i przeniósł się do Kawasaki. Nie na długo. Tam jego talent eksplodował i nagle Shunsuke stał się obiecującą perełką japońskiego futbolu. Gdy pukał do drzwi dorosłej piłki, miał do wyboru kilka niezłych ofert z pierwszoligowych drużyn.
Lecz jego miejscem była rodzinna Jokohama, wybrał sercem i ponownie trafił do Jokohamy F. Marinos. Spędził tam pięć lat. Wygrał krajowy puchar, został piłkarzem roku w Japonii, najlepszym piłkarzem ligi. To ostatnie wyróżnienie zdobył zresztą ponownie w 2013 roku i jest jedynym zawodnikiem, którego nagrodzono tym mianem dwukrotnie.
Przez reprezentację do Europy
Osobistym dramatem Nakamury był brak powołania na mistrzostwa świata w 2002 roku. Na kilka tygodni przed mundialem, w meczu z Hondurasem, grał fenomenalnie. Japończycy zremisowali 3:3, a Shunsuke strzelił dwa gole. Niestety, złapał też kontuzję, która mocno komplikowała wyjazd na turniej. Trzeba też pamiętać, że Nakamura nie cieszył się pełnym zaufaniem selekcjonera Philippe'a Troussiera. Po porażce 0:5 w towarzyskim meczu z Francją w 2001 roku, francuski trener Japończyków odsunął pomocnika od kadry niemal na rok. Nie jest tajemnicą, że selekcjoner preferujący defensywny styl gry, nie do końca wiedział jak wykorzystać potencjał Nakamury.
Wspomniany wcześniej mecz z Hondurasem miał jeszcze jeden poważny skutek. To po jego obejrzeniu skauci włoskiej Regginy Calcio ostatecznie zdecydowali, że warto sięgnąć po Japończyka. Nakamura przychodził jako gwiazda. Dostał koszulkę z numerem 10, mimo że ten należał do innego zawodnika. Wybór Regginy był jednak dość zaskakujący. O pomocnika walczyły inne, mocniejsze kluby, a poważne zainteresowanie wyrażał także sam Real Madryt, o czym pisała nawet oficjalna strona FIFA.
Włoska przygoda nie była udana. Reggina tułała się po dnie tabeli, ciągle wymieniano trenerów (Nakamura we Włoszech pracował z pięcioma szkoleniowcami), a sam zawodnik w drugim sezonie złapał kontuzję, która znacznie ograniczyła minuty spędzone na boisku. Mimo tego, Shunsuke wyróżniał się na tle kolegów, ale czuł też, że nie jest w miejscu, o którym marzył i zdecydował się odejść.
Śnił o Hiszpanii, wierzył, że idealnie będzie pasował do tamtejszego technicznego futbolu. Ostatecznie wylądował w trochę innej rzeczywistości - w Szkocji, w Glasgow, ale też w domach polskich kibiców, którzy ze względu na Boruca i Żurawskiego, losy ówczesnego Celticu śledzili nałogowo.
Szkocki samuraj
Ponownie był to transfer zaskakujący. Nakamura przyzna nawet, że wcześniej nie miał pojęcia o istnieniu The Bhoys, lecz rozmowa z trenerem Gordonem Strachanem i prezesem klubu ostatecznie przekonała go do przeprowadzki na Wyspy. "Poczułem że władze klubu rozumieją mój sposób gry i jest to dla niego odpowiednie miejsce" - wspominał po latach.
Strachan był zachwycony sprowadzeniem Japończyka - „ma ogromną wyobraźnię, na boisku widzi luki, których inni nie dostrzegają”. W Szkocji Nakamura spędził cztery sezony, trzy razy wygrał mistrzostwo, dwa razy Puchar Ligi i raz Puchar Szkocji. W 2007 roku był nominowany do Złotej Piłki, został też pierwszym Japończykiem, który strzelił gola w Lidze Mistrzów.
Jego pobyt w Szkocji podsumować można czterema obrazkami.
Pierwsze dwa to cudowne gole w Lidze Mistrzów. Oba strzelone w 2006 roku. Oba strzelone w meczach przeciwko Manchesterowi United. Wreszcie oba strzelone bezpośrednio z rzutów wolnych. Pierwszy z nich komentował w ten sposób - „Starałem się uniemożliwić van der Sarowi przewidzenie momentu, w którym uderzę. Nie próbowałem przewidzieć jego ruchów. Udawałem, że biorę rozbieg, udawałem, że zaczynam strzelać. Wreszcie zrobiłem kilka kroków i uderzyłem.” Edwin van der Sar tylko patrzył, jak piłka wpada do siatki. Po drugim golu głos zabrał sam sir Alex Ferguson - „Ten chłopak ma świetną technikę. Nawet ja myślałem, że wiem, gdzie poleci piłka. Przecież widziałem jego strzały tak wiele razy.” Bramkarz zapewne też spodziewał, się, gdzie kopnie Nakamura. Nic mu to nie dało.
22 kwietnia Celtic wygrał drugie mistrzostwo kraju z rzędu. Doliczony czas gry, wynik 1:1. Rzut wolny dla Celtów. Nakamura ustawił piłkę ok 25 metrów od bramki. Wychylił się zza muru, pokazał coś jeszcze kolegom z drużyny i kopnął piłkę. Wydawało się, że jest to dośrodkowanie, jednak piłka minęła wszystkich zawodników zgromadzonych w polu karnym i wpadła do bramki tuż przy dalszym słupku. Stadion odleciał, a Nakamura utonął w objęciach kibiców.
Japończyka krytykowano, że w derbach z Rangersami nigdy nie błyszczy. Zawsze były to mecze pełne, często brutalnej, walki, w których technik Nakamura miał problem z odnalezieniem swojego miejsca. W kwietniu 2008 roku, po trzech latach spędzonych w Glasgow, Shunsuke wreszcie odpalił w Old Firm Derby. Strzelił gola w swoim stylu. Nie z rzutu wolnego, a z woleja. Z ponad 30 metrów. Ostatecznie The Bhoys wygrali tamten mecz 2:1, a kilka tygodni później zwyciężyli w lidze. Trzeci raz z rzędu.
O sposobie w jakim wykonuje rzuty wolne opowiadał w filmie opublikowanym na stronie internetowej UEFA. Podkreślał, że najważniejsza w tej sztuce jest czysta głowa, ponieważ nie można za bardzo "napalać" się na zdobycie bramki. Mimo że cudów dokonywał lewą stopą, zwracał też uwagę, jak ważne jest przeniesienie ciężaru na prawą nogę. Według Nakamury trening skupiony na rzutach wolnych nie może być za długi, a lepiej trenować krótko, ale systematycznie - "Podczas zajęć wykonuję 20, maksymalnie 30 rzutów wolnych". W poradniku przekazywał wszystkie te informacje, po czym stawiał sobie piłkę przed murem i kopał dokładnie tam, gdzie planował. Mówił po japońsku, mimo czterech lat spędzonych na Wyspach zawsze, miał problem z językiem angielskim.
Nakamura pokochał Szkocję, a Szkocja pokochała jego. Uwielbiał specjał tamtejszej kuchni – haggis - farsz z owczych podrobów duszony w owczym żołądku. Na trybunach Celtic Park hucznie pobrzmiewało „Na na na Nakamura”. Piłkarz podkreślał więzi łączące go z kibicami. Uważał, że ich doping sprawia, że piłkarze na murawie „rosną”. Gdy kilka lat temu pojawił się na środku boiska jako gość honorowy, kibice wiwatowali na jego cześć. Ich wrzawa wzrosła, gdy przyznał, że jego ulubiona bramka to ta zdobyta przeciwko Rangersom.
„Gdybym był Szkotem, grałbym w Celticu do końca życia”.
Droga do domu
Jednak Nakamura był Japończykiem i tęsknił za ojczyzną. "Muszę myśleć o swojej żonie i rodzinie. Muszę myśleć o moim zaangażowaniu w drużynę narodową. W tej chwili muszę wiele podróżować i jest to dla mnie bardzo wymagające.” Z drugiej strony w jego sercu tliło się jeszcze jedno pragnienie, piłkarz koniecznie chciał spróbować hiszpańskiego futbolu. Swoje marzenie wreszcie spełnił, w 2009 roku, kiedy przeniósł się do Espanyolu prowadzonego przez Mauricio Pochettino. I bardzo się rozczarował.
W jednym z wywiadów z entuzjazmem opowiadał o różnicach między rozgrywkami w Szkocji i Hiszpanii - „W Hiszpanii mogę więcej czasu spędzać przy piłce. Większy nacisk kładziony jest na podania. Nawet murawa czasem wpływa na to jak grają drużyny”. Rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Piłkarz ostatecznie nie zaaklimatyzował się w nowym kraju. Zagrał 13 meczów w Espanyolu i wrócił do Japonii, do swojego miasta i do swojego klubu - Jokohamy F. Marinos.
Grał tam do 2016 roku. Wystąpił w kolejnych blisko dwustu meczach. Został mianowany na kapitana drużyny. Wszystko wskazywało na to, że w barwach Marinos Nakamura zakończy karierę. I taki też miał plan. Jednak w 2014 roku spółka City Football Club, do której dziś należy m.in. Manchester City, przejęła część udziałów w klubie. Atmosfera w drużynie stawała się coraz gorsza. Nakamura nie mógł skupić się na graniu w piłkę, popadł w konflikt z nowymi udziałowcami.
„Moje serce gotowe było, bym zakończył tam karierę. Nie chciałem oddać koszulki z numerem 10, którą kochałem. Lecz z każdym dniem czułem, że dzieją się tam złe rzeczy.”
Nakamura odrzucił propozycję nowego kontraktu i wybrał prawie czterokrotnie mniejsze pieniądze w drużynie Jubilo Iwata, gdzie gra do dziś.
W Japonii wciąż jest gwiazdą. U szczytu swojej popularności jego twarz widoczna była na bilbordach w całym kraju. Reklamował gry komputerowe, do których sam miał ogromną słabość. Były angielski piłkarz Steve Perryman powiedział o nim, że „jest to gość, który swoją lewą nogą potrafi otworzyć puszkę fasoli.” W japońskich programach telewizyjnych, których Nakamura był częstym gościem, robił rzeczy o wiele trudniejsze. Trafił piłką w otwarte okno przejeżdżającego autobusu. Innym razem strącił cukrową figurkę młodej pary z weselnego tortu. Czarował, zachwycał, budził zainteresowanie, ale pozostał normalnym człowiekiem - "Wyjście na makaron w Japonii jest dla mnie bardzo trudne, ale dopóki nie przeszkadza to zbytnio mojej rodzinie, nie ma w tym nic złego".
W swojej karierze żałuje jednego - nigdy nie zdobył mistrzostwa Japonii z ukochaną Jokohamą F. Marinos.
1 komentarze: