Zachwycony jest Tony Pulis, który podkreśla, że wreszcie dostał gracza, którego wypatrzył sobie kiedyś, biegającego w andaluzyjskim słońcu, i w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia. Zachwycona jest liczna grupa Polaków mieszkająca w okolicach West Bromwich i Birmingham, bo Krycha biegający po murawie stadionu The Howthorns choć trochę przybliży im ojczyznę, za którą na pewno większość z nich tęskni. Z tego powodu zachwyceni mogą też być włodarze klubu - koszulki z "Krychą" na pewno znajdą wielu szczęśliwych właścicieli, a i na trybunach przybędzie zapewne trochę nowych twarzy. Nowi koledzy z zespołu też się ucieszą, Krychowiak przychodzi jako gwiazda, trochę wyblakła i odrobinę spadająca, ale ze sporymi szansami na ponowne rozbłyśnięcie. Do ekipy solidnych, brytyjskich wyrobników, trafia dwukrotny zwycięzca Ligi Europy, gość, który rok temu zachwycał na Euro. Morale, i tak wysokie na początku tego sezonu, mają prawo wystrzelić w górę.
Jednak przede wszystkim uśmiechnięty od ucha do ucha może być sam główny bohater opowieści. Szanse na pierwszy skład są ogromne, powrót do reprezentacji niemal pewny, a i pensja pewnie nie najgorsza. Najważniejsze jest jednak to, że Krycha trafia do ligi skrojonej pod preferowany przez niego styl gry. Walka, dynamika, pojedynki bark w bark, gruchot kości, a wszystko to otulone pokrzykami wariujących kibiców. W West Bromie nikt nie będzie oczekiwał od Krychy finezji Verattiego. Doceniony zostanie nawet po wybiciu piłki na aut.
W całej tej historii dużą rolę odegra też czas. Grzegorz nie grał w poważną piłkę od kilku miesięcy, nie pojechał na przedsezonowe zgrupowanie z PSG. Teraz trafia do drużyny, której zawodnicy już są, albo powoli dochodzą, do optymalnej dyspozycji. On te braki szybko będzie musiał nadrobić. Początki będą trudne, zdarzą się błędy techniczne i nietrafione decyzje. Ale Krychowiak otrzyma kredyt zaufania i go wykorzysta. To pewne.
Nie mogę doczekać się pierwszego meczu Grzegorza, jego pierwszego udanego odbioru, pierwszego czystego wślizgu, pierwszej wygranej walki bark w bark i pierwszej owacji na stojąco. Niebo nad The Howthorns często pokryte jest ciemnymi chmurami, ale wydaje się, że nad karierą Krychy ponownie pojawiają się promyki słońca. Może nie tak gorące jak te w Sewilli, ale to dopiero początek. Poza tym wyobraźcie sobie tę scenę - sobota, godzina 19.00. Pada deszcz, mocno wieje (może nie tak strasznie jak w listopadowy wieczór w Stoke), a po murawie z piłką biegnie taki Alexis Sanchez. A za nim długie susy sadzi Grzesiek Krychowiak i na dwudziestym piątym metrze atakuje czystym wślizgiem, odbierając mu piłkę. Jezu, pasuje idealnie.
0 komentarze: