Tegoroczna przygoda Legii z Ligą Mistrzów potwierdziła jedną, znaną od dawien dawna zasadę - mecze piłkarskie, tak samo jak bitwy, zwycięża się żelazną defensywą. Można grać zwariowany futbol, można wyjść na mecz i puścić wodze fantazji, można strzelić cztery gole w Dortmundzie. Ale można też wygrać spotkanie, strzelając jedną bramkę. W takim przypadku kluczem jest wzniesienie muru, który nie runie pod naporem rozwścieczonego przeciwnika.
Pan budowniczy Jacek Magiera wykorzystał swoje najlepsze cegły i taki mur wybudował. W środę zagrało dosłownie wszystko. Piłkarze przez 90 minut byli mocno skoncentrowani, wszyscy wykonywali swoje zadania doskonale, dzięki czemu taktyka menedżera przyniosła wymarzony skutek. Droga do zwycięstwo ze Sportingiem Lizbona wiodła przez mocno zagęszczony środek pola. Legioniści trzymali się blisko siebie, nie dopuszczali do powstawania luk w dwóch pierwszych formacjach. Zawodnicy agresywnie wyskakiwali do rywali i, co najważniejsze, nie robili tego na tak zwanego wariata. Każda próba dynamicznego odbioru była odpowiednio przygotowana, piłkarze uzupełniali się nawzajem i dopadali do graczy Sportingu nie jeden po drugim, a w dwójkach, trójkach lub nawet czwórkach.
Linie pomocy i obrony ustawione są w bardzo bliskich odległościach. Piłkarze w białych koszulkach kontrolują swoje wzajemne ustawienie i sprawnie poruszają się jako całość, nie jako pojedyncze jednostki. Zawodnicy Sportingu mają przez to spore kłopoty w dostarczeniu piłki do przednich formacji. Wszelkie próby przedarcia się środkiem pola były skutecznie rozbijane przez Legionistów. Polacy nie pozwalali na podania prostopadłe do wychodzącego napastnika, bądź ofensywnie nastawionych pomocników.
Przedstawiona powyżej grafika jest liczbowym poparciem tego, co widać na wcześniejszym zdjęciu. Według statystyk serwisu squawka.com piłkarze Legii spędzili w strefie ograniczonej linią środkową boiska a linią pola karnego ponad 25% czasu gry. Samo pole karne skupiało zawodników gospodarzy przez blisko 17% czasu gry. Legia Warszawa wylała beton w centralnym pasie swojej połowy, co nie jest broń Boże powodem do wstydu. Skupienie praktycznie całej drużyny na tak małym obszarze zmuszało rywali do szukania innych sposobów rozgrywania akcji. Sporting Lizbona zepchnięty został do skrzydeł, skąd piłkarze z Portugalii próbowali wrzucać piłki pod bramkę chronioną przez Malarza.
Piłkarze Sportingu wykonali 31 dośrodkowań w pole karne Legionistów, z czego ponad dwie trzecie nie dosięgło celu. Podopieczni Jacka Magiery czujnie pilnowali przede wszystkim groźnego w powietrzu Bas Dosta (w dziewięciu meczach ligowych 7 bramek z czego 4 po uderzeniach piłki głową), który nie był w stanie zebrać kierowanych w jego stronę górnych piłek. W tym miejscu pochwalić należy Michała Pazdana, który był główną przeszkodą przyjezdnych. Polski obrońca wybijał piłkę z rejonu pola karnego siedmiokrotnie, co stanowi jedną trzecią wszystkich "wybić" całej drużyny.
Agresywna gra w środkowej strefie była dla gości sporym zaskoczeniem. Trener Jorge Jesus przyznał po ostatnim gwizdku, że przewidywał całkowicie odmienną postawę gospodarzy. Według niego Legioniści mieli grać zdecydowanie bardziej ofensywnie, wszak to my mieliśmy nóż na gardle. Tymczasem, Jacek Magiera zastawił swoje zasieki i cierpliwie czekał na swoje szanse. A te przychodziły, bo przyjezdni popełniali w środku pola mnóstwo błędów.
Kolorem pomarańczowym zaznaczono wszystkie przechwyty piłki wykonane przez Legionistów. Widać tutaj jak na dłoni, że druga linia warszawskiego klubu spisywała się w tym aspekcie znakomicie. Nastawieni bojowo zawodnicy Legii często grali na wyprzedzenie, znienacka wyskakiwali zza pleców piłkarzy Sportingu i zabierali zmierzającą do nich piłkę.
Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który może nie przesądził o zwycięstwie, ale bardzo ułatwił Legionistom osiągnięcie takiego wyniku. Adrien Silva to bez wątpienia gwiazda i lider Sportingu Lizbona. Portugalczyk stawia stempel na zdecydowanej większości zaczepnych akcji swojej drużyny. Bez niego poziom finezji całej ekipy w pasiastych koszulkach drastycznie spada. Jednym słowem - kreator. Legia Warszawa postarała się w środę, by sztukę kreacji utrudnić Silvie tak bardzo, jak tylko było to możliwe.
Mapa cieplna znajdująca się po lewej stronie przedstawia pozycje zajmowane na boisku przez Kopczyńskiego, Moulina i Vadisa Odjidja - Ofoe. Grafika po prawej stronie to heatmapa Adriena Silvy. Trójka pomocników Legii skupiała swoją uwagę głównie na rozgrywającym Sportingu, co znacznie utrudniało mu zadanie. Portugalczyk pięciokrotnie tracił piłkę, większość jego podań skierowana była do blisko ustawionych partnerów oraz na boki, za to 11 bardziej odważnych zagrań, skierowanych do przodu stanowiły próby nieudane.
Jacek Magiera obrał doskonały plan na środowy mecz, jego podopieczni zagrali tak, jak Pan Dyrygent im pokazał i cały koncert można było uznać za niezwykle udany. Ciąg dalszy europejskiego tournee orkiestry Jacka Magiery już na wiosnę. Koncerty na największych scenach kontynentu w tym sezonie się zakończyły, ale w kilku ciekawych miejscach można jeszcze zagrać. Choćby na deskach teatru, Teatru Marzeń w Manchesterze.
Przemek Gołaszewski
fot. z nagłówka: eurosport.onet.pl
3 komentarze: